Przygotowując się do letniego wyjazdu w zimę, mam zawsze problem ze skompletowaniem garderoby. Mój mózg jest tak samo opatulony warstwami jak moje ciało i trudno mi się sprawnie zorganizować z pakowaniem.
Każdy wyjazd jest zawsze dobrą okazją, aby zrobić remanent ciuchowy i wymienić kilka sztuk na nowe. Nie to, żebym musiała jakoś specjalnie szukać ku temu powodów. To wiadomo.
Tym razem, podobnie szło mi dość opornie. Mimo wieloletnich prób pakowania się zestawami codziennych stylizacji, jeszcze ciągle daleko mi do perfekcji. Mam tendencję do brania zbyt wielu rzeczy i w efekcie połowy nie noszę. Stara zasada sprawdza się jednak za każdym razem. Najcześciej noszę rzeczy (dość) nowe, z danego sezonu. W połączeniu ze standardami typu ulubione jeansy, jeansowe spodenki czy biały t-shirt. Niby takie proste, to dlaczego takie trudne.
Na tym wyjeździe problem polegał jeszcze na różnicach temperatur. W nocy, w najzimniejszym z odwiedzonych miejsc czyli Nowym Orleanie, temperatura spadała do ok. 5 st C. A kolejnego dnia potrafiła wzrosnąć do 23 st C. Są to typowe zjawiska dla Luizjany i południowych stanów.
Na Florydzie, w Miami i Orlando wieczorami było ok. 15 st C, w ciągu dnia do 27 st. C. Najmniejsze różnice występowały podczas rejsu na Bahamy i Karaiby, gdzie temperatura całodobowa nie spadała poniżej 20 st. C. A w ciągu dnia, ach wiadomo. Zgadnijcie, gdzie mi się najbardziej podobało?
Także oprócz rozwiązywania meteorologicznych problemów pierwszego świata, moja garderoba musiała pasować do różnych wyjazdowych okoliczności. Plażowania, zwiedzania, rejsowego dress- code’u, wieczornych wyjść. Ciężko jest żyć lekko, jak głosi staropolskie przyszłowie.
Jedną z nielicznych rzeczy, które kupiłam na wyjazd była letnia bluzka z gorsetem. Trend ten jest już teraz mocno widoczny. Gorsety zestawiane są z bluzkami, sukienkami, płaszczami. W formie pasów czy elementów wbudowanych.
Osobiście, gorsety lubiłam zawsze. Od kilku dobrych lat mam jeden w stylu „like a virgin” i ciągle uważam, że jest świetny. Szczególnie z koszulką bokserką czy białą, prostą koszulą.
Minusem, a właściwie i plusem jest ściśnięcie żołądka i niemożliwość zjedzenia czegoś więcej niż zielonej sałaty. Bez dodatków. Polecam wszystkim na diecie.
Bluzkę z gorsetem zestawiłam ze złotą spódnicą, z przecen w Zarze. Generalnie nie lubię mówić o pieniądzach, ale w tym wypadku muszę. Kosztowała 39 zł.
Jak pewnie większość kobiet, mam słabość do pięknych, letnich sukienek. I ciągle ich poszukuję. Nie dobrze czuję się w mocnym stylu boho czy plażowych misz- maszach. Wolę minimalistyczne lub oryginalne, z jakimś ciekawym motywem i krojem.
Udało mi się tuż przed wyjazdem znaleźć piękną, białą sukienkę. Modne falbany w minimalistycznym wydaniu z bardzo ciekawym tyłem. Jest lniana i idealnie nadaje się na upalne dni. Gdyby była w innym kolorze, to z pewnością dokupiłabym sobie kolejną.
W tym sezonie ciągle są modne falbany. To mi też bardzo pasuje. Moja zeszłoroczna różowa bluzka a’la husaria nie dość, że jest ciągle na czasie, to jeszcze ma najmodniejszy kolor. Spodnie typu kuloty to ciągle świetne rozwiązanie na wyjazdy. Są bardzo uniwersalne, pasują zarówno do sportowych, jak i wieczorowych stylizacji. Sandałów, klapek, szpilek. Z powodzeniem wyparły tak popularne w turystycznych outfitach i moim zdaniem wyjątkowo mało urodziwe „rybaczki”.
Letniej, a właściwie całorocznej garderoby wyjazdowej nie wyobrażam sobie bez skórzanej kurtki „biker jacket”. Pisałam już o tym wielokrotnie. No wiem. Ale co zrobię, że tak strasznie lubię.
Na tym wyjeździe sprawdziła się idealnie.
A wiecie, że kupiłam, zupełnie bez wiedzy, magiczne buty? Takie, które na słońcu robią się zielone. I pięć palców na sercu, że o tym wcześniej nie wiedziałam. Przeczytałam w opisie, że są „mint green white” i faktycznie miały taką lekko zielonkawą, delikatną poświatę. Ale były białe, w domu. Na zewnątrz zrobiły się zielone. Im mocniejsze słońce, tym bardziej zieleniały. Niesamowite. Mój syn był w ciągłym szoku, że buty są żywe. A mi się bardzo spodobała ta zaskakująca cecha. Tak to jest, jak się czyta bez zrozumienia.
I tak jak bez skórzanej kurtki nie wyjeżdżam, to również czarne jeansy rurki, czarny t-shirt i bluza z kapturem są podstawowymi elementami w walizce. Szczególnie na dni lotniskowo- transferowe i mocno zabiegane. Gdy muszę wstać o 3 rano, żeby wyjechać na samolot, moje umiejętności kreatywnego myślenia są całkowicie wyłączone. A niezbędnym akcesorium, nawet w zamkniętych pomieszczeniach, są okulary słoneczne. Mocno kryjące.
W stylizacjach podczas podróży szukam zawsze balansu między wygodą a stylem. Nie lubię być niewolnikiem ubioru i nienagannego wyglądu, ale też nie czuję się dobrze w bylejakości. Pisałam o tym również tutaj.
Trendy w modzie są obecnie tak uniwersalne, że naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Gorsety, falbany i złoto równie dobrze mogą wyglądać jak biały t-shirt i dopasowane rurki.
Mi pasuje każda opcja, a Wam?