Ten dzisiejszy przepis nie jest ani typową frittatą, ani zapiekanką czy też hiszpańską tortillą. Jest właściwie wszystkim po trochu.
W klasycznych frittatach przeszkadza mi zbyt „jajeczny” smak. A jak mam właśnie ochotę na jajka, to wolę robić omlety.
Jestem za to fanką różnego rodzaju zapiekanek, tart, quiche i tym podobnych. W codziennej kuchni może nie przygotowuję ich zbyt wiele. Częściej w weekendy czy kolacje ze znajomymi.
Tak sobie jednak pomyślałam, że właściwie muszę zmienić to nastawienie. Szczególnie wtedy, gdy nie mam pomysłu na codzienny posiłek, a w lodówce z reguły trzymam wszystkie składniki, idealnie nadające się do wszelkich odmian takich potraw. Tym bardziej, że muszę je wykorzystać przed zbliżającym się wyjazdem. Bo naprawdę strasznie nie lubię marnowania jedzenia i staram się tego unikać.
Od dłuższego też czasu jestem miłośniczką batatów oraz filetowych/ purpurowych ziemniaków. Z tymi ostatnimi zetknęłam się pierwszy raz kilka lat temu w Stanach. Ale i u nas, są one już coraz częściej do dostania. Ku moje wielkiej radości.
Fioletowe ziemniaki oprócz właściwości takich jak bataty (przede wszystkim przeciwutleniające i przeciwzapalne) są jeszcze bardziej wartościowe. Dzięki antocyjanom czyli barwnikom odpowiedzialnym za fioletowo-purpurowy kolor zmniejszają ryzyko zachorowania na różnego rodzaju nowotwory. Dodatkowo zapobiegają tworzeniu się zakrzepów krwi, a także wspomagają leczenie chorób serca. Polecane są także w walce z nadwagą i nadciśnieniem.
Do przepisu dodałam też bardzo dużo natki pietruszki. Kupiłam spory pojemnik eko odmiany i właściwie cały skroiłam. Przyda nam się w rodzinie pietruszkowe wzmocnienie w obliczu wirusów i choróbsk różnej maści wokół.
Łosoś nadał potrawie bardziej wyrazisty smak. Ale i bez ryby, też by sie bardzo obroniła. Alternatywnie, dobrze komponowałyby się tutaj również kapary.
Jedynie nie jestem zadowolona ze zdjęć. Fotografia kulinarna nie jest moją mocną stroną. A juz szczególnie przy potrawach typu „misz-masz” czy „breja”, jak kto woli.
Musicie uwierzyć mi na słowo, że zapiekanka wyszła pysznie. A jak komuś wyjdą lepsze zdjęcia, to ślijcie koniecznie.
składniki (na formę ok. 20 cm x 30 cm):
- 2 duże bataty
- 4 fioletowe ziemniaki (można zmienić proporcje batatów z fioletowymi)
- 5 natek pietruszki (około, ponieważ użyłam całego pojemnika 50 gr)
- 7 garści jarmużu
- 7 jajek
- 100 gr sera szopskiego (owczo-koziego) lub fety
- 100 gr bio łososia wędzonego (może być również świeży)
- rozmaryn (świeży lub suszony)
- gałka muszkatołowa
- sół, pieprz
- olej kokosowy / oliwa z oliwek
przygotowanie:
Bataty i fioletowe ziemniaki czyszczę i kroję na kostki (nie obieram).
Układam na blaszce wyłożonej papierem i posmarowanej olejem kokosowym. Posypuję solą, pieprzem i rozmarynem. Piękę w piekarniku ok. 25 minut w 190 st.
W międzyczasie duszę jarmuż na patelni ok 4 minuty (na oleju kokosowym, lekko podlewam wodą, ok. 2-3 łyżki).
Do miski wbijam jajka, roztrzepuję widelcem, dodaję trochę soli i pieprzu oraz gałkę muszkatołową.
Natkę pietruszki siekam. Ser szopski/ fetę rozkruszam. Łososia kroję na małe kawałki (ok. 1cm x 1 cm).
Natkę, ser i łososia dodaję do jajek i wszystko mieszam.
Na lekko wysmarowaną oliwą czy olejem kokosowym formę do tart (lub głęboką patelnię do piekarnika) przekładam upieczone ziemniaki i dodaję podduszony jarmuż. Delikatnie mieszam warstwy.
Polewam jajkami z dodatkami i również delikatnie jeszcze mieszam.
Piekę w nagrzanym piekarniku około 25 minut w 185 stopniach.
Lubicie takie przepisy? Co tam mieszacie alternatywnie? 🙂