No i już liściospad. Nie obejrzymy się, a po dyniach wjadą Mikołajki i „christmasowe” piosenki w galeriach handlowych. Właściwie niepostrzeżenie wkradną się ferie szkolne czy zimowe urlopy.
Tak sobie pomyślałam, że to jest najlepszy moment na opowiedzenie Wam trochę o zaletach spędzenia zimy w Kalifornii. Jeżeli jeszcze wstrzymujecie się z wykupieniem nart w Karkonoszach lub Dolomitach czy „Kanarów”, to tym bardziej przeczytajcie o miejscu idealnym na zimowy wyjazd. Tak, że niby jakiś okres jest zły, żeby pojechać do Kalifornii.
1. Pogoda
Nie ma złej pogody w Kalifornii. To znaczy, że przez okrągły rok średnia temperatura nie spada poniżej 20 st. C, a dni słonecznych jest 284 dni w roku!
Kalifornia to jest ogromny stan, większy niż całe terytorium Polski (trochę o kalifornijskiej geografii znajdziecie w tym wpisie klik). Stąd także zimowa pogoda nie jest całkowicie jednorodna.
Południowa Kalifornia, z głównymi miastami takimi jak San Diego, Los Angeles czy Santa Monica ma bardzo umiarkowane zimy. W praktyce oznacza to często pogodę jak nad Bałtykiem w lipcu. Temperatura oscyluje przeważnie w granicach 20 st. C i powyżej w dzień, noce są chłodniejsze, z temperaturą około 13 st. C. Im bliżej wybrzeża, tym z reguły jest chłodniej, ze względu na oceaniczną bryzę. Na pogodę mają też wpływ zjawiska atmosferyczne, charakterystyczne dla tej pory roku, takie jak bardzo ciepłe wiatry Santa Ana czy przynoszące deszcze El Nino. Wtedy może być upalnie lub trochę zimniej niż normalnie.
Część tegorocznej zimy spędziliśmy w Południowej Kalifornii. Mimo bardzo mocno medialnie nagłośnionego El Nino, doświadczyliśmy tylko pół dnia deszczu. Temperatury były minimalnie niższe niż przykładowo rok wcześniej. Dla Europejczyka z zimnej części starego kontynentu, zimę w Kalifornii zgodnie określiliśmy jako umiarkowane europejskie lato.
2. Ceny hoteli i noclegów
Jak można się łatwo domyślić, są dużo niższe niż w wysokim sezonie. W miejscach najbardziej atrakcyjnych potrafią być nawet 3 razy tańsze. Cena pobytu w hotelu na Pacific Beach, leżących praktycznie na plażowym piasku w San Diego jest porównywalna wtedy do dość obskurnego noclegu, w byle jakim motelu na obrzeżach.
W przypadku cen w Santa Monica, nie ma aż takich różnic. Przez okrągły rok jest to drogie miejsce, ze względu na restrykcyjną politykę hotelowo- turystyczną i stosunkowo mały wybór infrastruktury noclegowej. Ale i tak o około 30% taniej można już znaleźć ciekawe oferty.
3. Puste plaże
W odczuciu Kalifornijczyków, w zimie jest zimno i na plażę się nie chodzi. Szczególnie, żeby sie na niej opalać czy uprawiać typowo „letnie” aktywności.
Pewnego razu, do łez rozbawiło mnie stwierdzenie mojej koleżanki, mieszkającej na stałe w Południowej Kalifornii. Na pytanie córki o strój kąpielowy (w styczniu, przy temperaturze ponad 20 st. C i pełnym słońcu), oburzona odpowiedziała, że przecież jest zima i nie ubiera się wtedy kostiumów! Bardzo częstym widokiem są za to osoby w puchówkach i kozakach. A w pół negliżu na plaży najczęściej spotyka się Skandynawów. No, wiadomo.
W zimie jest ponadto najlepsza widoczność. Siedząc na plaży w Santa Monica i patrząc w stronę Malibu czy gór, można dostrzec takie detale, których nie zobaczy się w innych miesiącach. Przejrzystość powietrza jest nieporównywalna z latem, kiedy nad oceanem w większości dni wisi ledwo dostrzegalna warstwa mgły oceanicznej.
4. Plaża i narty jednego dnia
Ten punkt może być dla wielu osób największą nowością. Dla mnie jeszcze do niedawna był.
Z Los Angeles w ok. 75 minut można dojechać do najbliższego rejonu narciarskiego Mountain High! To jest nawet szybciej niż z Wrocławia do Karpacza. Nie wspominając o Krakowie i Zakopanem. I to nawet poza szczytem sezonu.
W 2 godziny dojedziemy do popularnego ośrodka Bear Mountain, leżącego na wschód od Los Angeles, nad jeziorem Big Bear Lake. I żeby nie było. Tam są już poważne wysokości górskie, a nie jakieś popierdółki, jak niektórzy mogliby przypuszczać. Wyciągiem wjedziemy na ponad 2680 metrów.
Jednym z ulubionych ośrodków narciarsko- snowboardowych Kalifornijczyków jest Mammoth Mountain, około 5 godzin drogi czy 1 godz. lotu od LA, w górach Sierra Nevada, niedaleko Parku Yosemite.
Jest to zarazem najwyżej położony rejon narciarski w Kalifornii, bo dochodzący aż do wysokości ok. 3368 m. I co bardzo istotne dla miłośników sportów zimowych, takich jak ja, z 300 dniami słonecznymi w roku!
A do najlepszych ośrodków w Stanach i czołowych w światowym zestawieniu, w stanie Utah czy Kolorado, ze słynnym Aspen, dolecimy w 2-3 godziny.
Sporty zimowe w Kalifornii są coraz wyżej na mojej bucket liście. Bo dodatkowo kusi mnie ten szybki powrót na plażę.
5. Ceny wynajmu aut
Tak dla jasności i przypomnienia. Zwiedzanie Los Angeles, nie wspominając o całej Kalifornii, bez auta jest prawdopodobnie niewykonalne. Czy przynajmniej bardzo trudne.
Większość turystów i podróżujących pierwsze kroki po wylądowaniu na LAX w Los Angeles kieruje do wypożyczalni aut. Dla osób chcących temat bardziej zgłębić polecam obejrzenie vloga o bardzo ciekawych, alternatywnych formach wynajmu.
Ale wracając do standardowych wypożyczalni. Dwa słowa wstępu. Zdzierstwo i naciągactwo. Tak w skrócie można podsumować nasz wielokrotny kontakt i doświadczenia z tymi firmami.
Przede wszystkim, rezerwowanie auta wcześniej online z gwarantowaną ceną ma się nijak do rzeczywistości. Przy tak zwanym okienku już w wypożyczalni, cena z reguły zostaje minimum podwojona, ze względu na ubezpieczenie i inne opłaty. A mieliśmy nawet sytuację, kiedy została prawie potrojona. Z ok. 330 $ zrobiło się 1100$! Specjalnie sprawdziłam rachunki, żeby nie być gołosłowną. Mieszkam teraz w Poznaniu, to oczywiste, że trzymam stare rachunki.
W miesiące letnie ceny robią się naprawdę kosmiczne. Poza sezonem i w zimę wynajmy mogą być niższe o około 20-30%. Jest to kolejny argument za spędzeniem zimy w Kalifornii.
6. Bo każdy powód dobry, żeby pojechać do Kalifornii.
I tak naprawdę każda pora roku. Bo czy ktoś nie chciałby zobaczyć domów misternie przystrojonych na Halloween? Albo bożonarodzeniowych choinek i biegających między palmami Mikołajów, rodem jak z „Zabójczej Broni”? Czy parady i fajerwerków na 4. lipca? Albo zjeść indyka na Święto Dziękczynienia, właśnie w Kalifornii?
Także nie pytajcie mnie, czy warto w takim czy innym miesiącu jechać. Bo moja odpowiedź będzie zawsze taka sama.
Jechać w ciemno 🙂