Pora odpowiednia, więc odkurzam post o zimowym, świątecznym, fantastycznym, zawsze dobrym i ulubionym Nowym Jorku.
___________________________________
Zawsze chciałam zobaczyć Nowym Jork zimą. A szczególnie w grudniu, w okresie świąteczno- noworocznym. Mimo, że nie jestem dzieckiem wychowanym na „Kevin’ie”, samym w domu czy w Nowym Jorku, to obrazy nowojorskich ulic ze świątecznymi dekoracjami znam na pamięć. Z miliona innych filmów i zdjęć.
Poczuć na własnej skórze atmosferę tego miasta, warte jest wielu wyrzeczeń. Nawet gorącej plaży i palm, które w tym czasie alternatywnie mogłam eksplorować.
Ten wyjazd był dla mnie wyjątkowy z kilku względów.
Był to mój prezent urodzinowy i mogłam rozplanować go sobie całkowicie pod siebie. Tak wiecie, na pełnym luzie, egoistycznie, po „dorosłemu” (bez dziecka), po babsku i bez multi- taskingu. I bez wielu innych multi- elementów. Właściwie to mogłam spędzić cały pobyt na zakupach na Piątej Alei czy w „Macy’s”. Gdyby to było moim marzeniem. Czy mogłam jeździć na lodowisku od rana do nocy. To nawet brałam pod uwagę, tylko temperatury zmroziły mi mięśnie i ścięgna.
Robiłam za to wyłącznie to, na co miałam ochotę. Też to, co sobie tuż przed wyjazdem zaplanowałam. Z bieżącymi modyfikacjami, ze względu właśnie na warunki atmosferyczne.
W Nowym Jorku byłam już kilkakrotnie. Głównie latem i jesienią. Z tego względu, o wielu typowych atrakcjach tutaj nie przeczytacie. Bo tym razem je świadomie odpuściłam. I wolałam spędzić ten czas w ulubionych miejscach, do których zawsze chętnie wracam. Kolejność przypadkowa.
1. Dolny Manhattan, Soho, Tribeca i Greenwich Village
To jest moja ulubiona część Manhattanu. Nie jestem w tym odczuciu zbytnio oryginalna, zdaję sobie sprawę.
Od zarania amerykańskich dziejów, te dzielnice upodobali sobie przybysze z całego świata. Widać tutaj międzynarodowe wpływy m.dz. innymi: holenderskie (Dolny Manhattan, Soho), włoskie (Little Italy), chińskie (China Town). To są też dzielnice kojarzone od 19. wieku z artystyczna bohemą, cyganerią, intelektualistami (Greenwich Village, w skrócie zwaną „Village”). Czy z awangardowymi artystami i muzykami lat 60-tych i 70-tych (Soho).
W Tribeca od 2002 r. (według niektórych źródeł, w odpowiedzi na ataki z 11. września) organizowany jest coroczny festiwal filmowy Tribeca Film Festival, którego jednym z założycieli jest Robert De Niro.
O historii, architekturze i bieżących wydarzeniach tej części Manhattanu można pisać bez końca. Jest to serce Nowego Jorku, czyli po prostu centrum świata.
Dla mnie, samo chodzenie po ulicach jest jedną z ulubionych nowojorskich aktywności, także zimowych. Nie są to jakieś ogromne odległości do pokonania. Przykładowo od wieży WTC One na Dolnym Manhattanie do Washington Square Park w Village, z charakterystycznym Łukiem Waszyngtona, jest w linii prostej około 2 kilometry.
Ja zrobiłam chyba z 50 km między tymi uliczkami. Celowo mieszkaliśmy w tej części, żeby jak najwięcej czasu spędzić właśnie tutaj. Z Metro czy Ubera korzystaliśmy jadąc gdzieś dalej, na Górny Manhattan. Szczególnie kiedy odczucie temperatury, w mojej osobistej skali, spadało do minus 18 st. C.
2. Central Park i lodowisko
Ten obrazek musiałam zobaczyć na własne oczy. W dole lodowisko otoczone parkiem i górujące nad nim wieżowce Manhattanu. Przybyłam, zobaczyłam, nie pojeździłam. Przeszłam pół Central Parku w ten mróz i byłam tak zmarznięta, że nie byłam w stanie myśleć o jeździe na łyżwach. Ale widok był bezcenny i nie żałuję każdego odmrożonego palca. Mam za to kolejny powód, żeby pojechać znowu do NYC, w jakimś zimnym miesiącu.
Obok Central Parku, na południowo- wschodnim krańcu, pod Hotelem Plaza jest ukryty, bardzo fajny „food hall”, czyli stoiska z różnymi stoiskami gastronomicznymi. Powiedziała mi o tym kiedyś Amerykanka, za co jestem jej do dzisiaj bardzo wdzięczna. Bo znaleźć przyzwoite opcje jedzeniowe w tej części Manhattanu nie jest łatwo. Można tam zjeść dania różnych kuchni świata na wysokim poziomie za przyzwoite pienądze, jak na nowojorskie warunki. Kto skorzysta z tej cennej wskazówki, odpala mi 1 centa. Albo przynajmniej o mnie sobie ciepło pomyśli.
3. Park High Line, Meatpacking District i Chelsea Market
High Line to stosunkowo nowa atrakcja Nowego Jorku, ukończona w 2014 roku. To park utworzony na dawnej trasie kolejowej, o długości 2,33 km, na wysokości 9 metrów. Ciągnie się przez 22 przecznice miasta, od Meatpacking District i Chelsea, niedaleko Village do 34 ulicy w Środkowym Manhattanie. Położony jest na zachodniej stronie, stąd też widok na rzekę Hudson.
Park otoczony jest spektakularnymi budynkami, projektu najlepszych światowych architektów: Frank’a Gehr’ego (IAC Building), Zahy Hadid ( penthouse 520 West 28th), Neil’a Denari (HL23) czy Todd’a Schliemann (Hotel „Standard”, znany przykładowo z filmu „Wstyd”/ „Shame”).
Była to moja druga wizyta w tym miejscu i na pewno będę tam wracać. Lato miało swój urok w postaci zieleni, fontann i relaksu na pięknie zaprojektownych meblach miejskich. Tylko jest wtedy dość zatłoczone.
Zimowym wieczorem było to miejsce magiczne. Praktycznie wyludnione i ekstremalnie spokojne w środku miasta, które przecież nigdy nie śpi. Zaczął jeszcze padać śnieg, co nadało całej atmosferze surrealistyczny wymiar.
Niedaleko dolnej części High Line, w dawnym budynku fabryki ciastek Oreo, naprzeciwko nowojorskiej siedziby Google, znajduje się Chelsea Market. Jest to „food hall” (niestety język polski jest ubogi w odpowiednie tłumaczenie dla tego określenia), czyli miejsce ze stoiskami gastronomicznymi, restauracjami, kawiarniami, sklepami. Według wielu rankingów jest to najlepsze tego typu miejsce na Manhattanie. I ja właściwie się z tym zgadzam.
Oprócz samego jedzenia, warto odwiedzić to miejsce ze względu na fantastyczną architekturę i post- industrialny charakter wnętrza.
4. Dekoracje świąteczne na 5 Alei i choinka przy Rockefeller Center
Bardziej turystycznej aktywności o tej porze roku w Nowym Jorku sobie wyobrazić nie można. No ale, jak nie przejść się „Piątą” i nie zobaczyć głównej choinki w mieście.
Idąc od Central Parku mija się najbardziej reprezentacyjne sklepy światowych marek, w tym także ekskluzywnych. Każdy jest równie spektakularnie przyzdobiony świątecznie. Niesamowite wrażenie robią wystawy w domu handlowym Bergdorf Goodman, które są prawdziwymi dziełami sztuki. A iluminacje świetlne i audio- wizualny spektakl na domu towarowym Sachs Fifth Avenue po prostu trzeba zobaczyć. Tym bardziej, że naprzeciwko znajduje się słynna choinka przy Rockefeller Center. Z małym lodowiskiem w dole, z charakterystyczną statuą Prometeusza.
W tym miejscu jest zawsze tłum, o każdej porze dnia i nocy. Z praktycznych wskazówek, warto zaplanować sobie wieczorną wizytę ze względu na doznania wizualne. Choinka za dnia praktycznie wygląda jak zwykłe drzewko i niczym nie przypomina tej pocztówkowej. Można poczuć spory niedosyt i rozczarownie.
5. Obserwatorium One World Observatory i Muzem 9/11 Memorial
Obserwatorium znajduje się na 102 piętrze wieżowca powstałego na miejscu biurowców kompleksu WTC, zniszczonych 11. września. Jest to obecnie najwyższy budynek w Nowym Jorku. Samo obserwatorium zostało otwarte dopiero w maju 2015 roku.
Na samą górę wjeżdża się najszybszą na świecie windą. Podczas jazdy wyświetlana jest fotorealistyczna animacja o historii Nowego Jorku, na wbudowanych na całej powierzchni wnętrza ekranach wysokiej rozdzielczości. Po wyjściu z windy czeka niesamowita niespodzianka. Gdybym napisała dokładnie co, to byłby spoiler. Sama nic nie wiedziałam i cieszyłam się jak dziecko, że byłam tak nieprzygotowana. Uwierzcie na słowo, że jest to świetne doznanie.
W każdym razie, docelowo wchodzi się na przeszklony od góry do dołu taras widokowy, z panoramą 360 stopni. Ze względu na położenie, z obserwatorium widać nie tylko cały Dolny i Środkowy Manhattan, ale także Brooklyn, New Jersey, obydwie rzeki, wyspy Ellis i Governors, Statuę Wolności, główne mosty Manhattanu. Co tu dużo mówić, wrażenia są niesamowite.
Był to mój trzeci z kolei taras widokowy na Manhattanie, po Empire State i Top of the Rock w środkowej części wyspy. Każdy z nich warto zobaczyć.
Wieża One nazywana także „Freedom Tower” ma dodatkowo symboliczny wymiar, który kryje się w tym jednym prostym słowie nazwy. Niewyobrażalne, że kiedyś na tym miejscu stały dwie wieże. Podczas wizyty w One, mój tata przesłał mi swoje zdjęcia z pobytu na tarasie widokowym jednej z Twin Towers. W takich momentach, wszystko nabiera bardzo namacalnego i osobistego wymiaru.
O Muzeum 9/11 Memorial nie będę nic pisać. Tylko tyle, że nie wyobrażam sobie pobytu w NYC bez odwiedzenia tego miejsca. Jest to bardzo emocjonalna wizyta. Tym samym, do indywidualnego rozważenia, czy odpowiednia przykładowo dla dzieci.
Strefa WTC jest nadal w części placem budowy. W sierpniu tego roku został oddany do użytku kolejny budynek.
Oculus jest zarówno centrum handlowym Westfield, jak i terminalem kolejowym WTC Path. Architektura budynku ma przypominać ptaka wypuszczonego z rąk dziecka. Osobiście bardziej kojarzy mi się ze szkieletem stwora sci-fi czy ultra nowoczesną kaplicą. Ale to są moje dziwne skojarzenia. Budynek jest spektakularny w swojej konstrukcji, to nie ulega wątpliwości.
6. Jarmark świąteczny
Wiedziałam, że muszę zaliczyć któryś z kilku jarmarków na Manhattanie. Wybrałam Bryant Park, między 5 a 6 Aleją, przy 42 ulicy i obok Nowojorskiej Biblioteki Publicznej. Wizyta w bibilotece oprócz podziwiania architektury daje też możliwość ogrzania się w mroźne dni.
Nowojorskie jarmarki są architektonicznie bardzo spójne. Nie ma tutaj znanych nam z Europy wielu elementów folkowych, tradycyjnych i ogólnie wizualnego misz maszu. Ustawione są proste i jednolite domki, w których znajdują się stoiska z rękodziełem, słodyczami, przekąskami etc. Nie jest serwowane grzane wino, ani żaden inny alkohol w strefach otwartych. Jedynie w wyznaczonym miejscu można usiąść w barze na wolnym powietrzu. Ale nawet tutaj nie jest znany „grzaniec” czy inne ciepłe napoje alkoholowe. Zawsze można zastąpić to gorącą czkoladą czy bezalkoholowym cydrem. No trudno.
W Bryant Parku znajduje się też lodowisko o średnich rozmiarach, większe niż przy Rockefeller Plaza, ale mniejsze niż w Central Parku.
Jarmark jest ogólnie bardzo przyjemnym miejscem. Niby taki niepozorny, a podniesienie wzroku w górę i widok na otaczające ze wszystkich stron wieżowce środkowego Manhattanu cieszy oko za każdym razem.
7. Kuchnie świata i doznania kulinarne na Manhattanie
Jakbym miała wartościować, to ten punkt byłby gdzieś w czubie listy. Kalifornię uwielbiam za wiele opcji organicznego jedzenia i kuchnię meksykańską. Nowy Jork ma za to główną zaletę- dostępność wszystkich kuchni świata w bliskich odległościach. W każdej opcji, zarówno ulicznej i prostej żywności po bardzo ekskluzywne restauracje. Myślę, że w wielu miejscach można zjeść przynajmniej tak dobre, a często i lepsze potrawy niż w krajach ich pochodzenia. Dotyczy to z pewnością kuchni azjatyckich, chińskiej, japońskiej, malezyjskiej, tajskiej, indonezyjskiej etc. Przykładowo hiszpańskie tapas gdzieś w środku Soho jadłam najlepsze do tej pory, mimo, że w Hiszpanii bywam regularnie. I tak z wieloma innymi kuchniami.
No i te bary kawowe! Tak wielu dobrych i różnych kaw nie piłam nawet w mojej ukochanej Kalifornii.
Nie będę robić rankingu restauracji i podawać konkretnych miejsc. Specyfiką Manhattanu jest podobno ich częsta rotacja. Najlepszym rozwiązaniem jest sprawdzanie bieżących opinii w internecie czy rozmowa z mieszkańcami i nieodzowne korzystanie z mapy Google. Do tego trochę szczęścia, otwartość na nowe doznania oraz smaki i nic więcej nie trzeba do kulinarnego szczęścia w Nowym Jorku.
8. Rooftop bar
Bardzo lubię skybar’y, rooftopy czy restauracjo- bary na najwyższych piętrach wieżowców. Szczególnie w Ameryce. A już w szczególności na Manhattanie.
Z polecenia Nowojorczyka, wybraliśmy bar w hotelu Mandarin Oriental, przy Columbus Circle, na południowo- zachodnim krańcu Central Parku. Nie trzeba być gościem hotelowym, żeby do niego wejść. W części Lobby Lounge przez całą ścianę okien od podłogi do sufitu jest niesamowity widok na Manhattan, Central Park, Broadway, Columbus Circle, Trump International.
9. Balet Alvin Ailey
Nowy Jork to centrum światowej kultury na najwyższym poziomie. Także w dziedzinie tańca i baletu. Od wielu lat marzyłam o tym, żeby zobaczyć jeden z czołowych światowych zespołów baletowych na żywo, w ich oryginalnej siedzibie.
Alvin Ailey Dance Theater został założony w 1958 roku przez Afro-Amerykanina, tancerza i choreografa, Alvina Ailey. Od początku, choreografie zespołu łączą w sobie elementy tańca współczesnego, jazzowego, baletu i afro. Tworzone są do muzyki bluesowej, jazzu, gospel, folk. Przez lata wypracowany został tak oryginalny styl, że choreografię samego Ailey, czy jego następców można łatwo poznać, szczególnie jak jest się fanem tańca.
Ja właśnie się do takich zaliczam i spektakl na żywo tylko mnie w tym jeszcze utwierdził. Gdybym była młodsza i bardzo zdolna, to bym starała się o stypendium taneczne. A tak, pozostaje mi tylko podziwiać ten ogrom pracy i zdolności z widowni. A na dodatek, mój syn powiedział, ku mojej rozpaczy, że nie zamierza zostać tancerzem. Nigdy, przenigdy. W opcji mam jedynie koszykówkę.
10. Sklep Whole Foods Market
Ten punkt powinny pominąć osoby czytające moje kalifornijskie wpisy. Bo tu jest nuda, to samo, ciągle i wciąż. Nowy Jork kocham jeszcze za to, że ma kilka sklepów mojej ulubionej eko sieci spożywczej. Na samym Manhattanie jest obecnie 9 sklepów. W porównaniu do Kalifornii, to i tak mało. Ale liczba ciągle rośnie, czemu mocno kibicuję.
Whole Foods to także świetna opcja na śniadanie czy lunch, ponieważ ma bardzo mocno rozwiniętą ofertę gotowych, zdrowych dań i miejsce do ich konsumpcji na miejscu. W WFM pod Columbus Circle nawet jest pub w środku sklepu, z dużą ofertą lokalnych piw i dań. Tego jeszcze w Kalifornii nigdzie nie widziałam.
I skończyła mi się skala, a jeszcze miałam wymienić kilka miejsc i aktywności. Nie można chociaż słowem nie wspomnieć o nowojorskich muzeach, z których dosłownie każde warte jest zobaczenia. Tym bardziej w zimę, też z prozaicznego względu czyli możliwości przebywania w ciepłych pomieszczeniach. Bo zimowy Nowy Jork jest trochę pogodowo nieprzewidywalny. Ale i tak jest jednym z najcudowniejszych miejsc na ziemi w tym okresie.
Ps. Jeśli czujesz informacyjny niedosyt, to już teraz zapraszam na kolejne wpisy z zimowego Nowego Jorku. Stay tuned!