Przygotowując się do tego wpisu, zaczęłam od przeglądania zdjęć z wyjazdu. I pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy, była lekko zawstydzająca. Przypomniałam sobie moją reakcję, kiedy okazało się, że będziemy jechać do Chin na wyjazd biznesowo- turystyczny. Było to coś w stylu „no trudno, jak już musimy do tych Chin” czy też „a nie może to być na przykład Japonia?”. Jeżeli wtedy ktoś by mnie zapytał, czy wolę po raz kolejny jechać do ukochanej Kalifornii, czy właśnie do Pekinu, bez wahania wybrałabym Stany.
Jak sobie teraz to wszystko przypominam, to jest mi po prostu głupio, że byłam taką ignorantką. I że miałam w głowie tyle stereotypów i fałszywych obrazów związanych z tym krajem. W tym przypadku, powiedzenie, że podróże kształcą, nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia.
Nasz wyjazd do Chin obejmował 3 duże ośrodki: Hangzhou, Pekin i Shanghai, które razem przekraczają liczbę ludności w Polsce 🙂 .
Hangzhou to miasto we wschodnich Chinach, które w czasach starożytnych było jedną z siedmiu stolic, a obecnie jest ważnym ośrodkiem turystycznym i częstą destynacją wakacyjną. Leży około 170 km na południowy- zachód od Shanghaju.
Pekin natomiast oddalony jest ok. 1300 km na północ i oprócz tego, że jako stolica jest oczywistym ośrodkiem polityczno- historycznym kraju, to również jest przykładem kultury Północnych Chin.
Wszystkie moje obserwacje bazują właśnie na tych 3 miastach.
Piszę o tym dlatego, ponieważ nie będę odnosić się do prowincji chińskiej czy wielu innych, z całą pewnością też fascynujących miast tego ogromnego kraju, który przecież jest ciągle 3. co do wielkości państwem świata.
#1. Rozwój
Największym zaskoczeniem ogólnym i właśnie obaleniem stereotypu jest dla mnie ekstremalnie szybki rozwój tego kraju.
Wydaje się, że to co w Europie powstawało całymi dekadami, w Chinach praktycznie rośnie w oczach. Dotyczy to wielu dziedzin, począwszy od architektury i urbanistyki miast, po handel oraz obecność największych światowych marek z dziedziny mody, motoryzacji czy technologii.
Krajobraz Shanghaju, szczególnie w dzielnicy Pudong, w przeciągu ostatnich 20 lat zmienił się nie do poznania. Najwyższy w Chinach i drugi co do wielkości najwyższy budynek świata Shanghai Tower (632 m) został wybudowany w 7 lat! W czerwcu tego roku, też w Pudong, zostanie otwarty najnowocześniejszy park Disneyland, z największym na świecie sklepem Lego 🙂 .
W Shanghaju obecne są wszystkie topowe marki modowe świata. Począwszy od masowych brandów po najbardziej luksusowe. Ich salony firmowe są prawdopodobnie najlepiej wyposażone spośród wszystkich filii. Śmiem twierdzić, że takich sklepów i butików nie ma w Nowym Jorku czy Tokio.
Ciekawostką, pokazującą to ogromnie szybkie tempo rozwoju, jest przykład muzeów. Zaplanowano, aby od 1978 r. przez kolejne 30 lat, zostało wybudowanych w całych Chinach 3500 muzeów. Plan został zrealizowany.. 3 lata przed czasem 🙂 .
To wszystko sprawia, że faktycznie czuć tę eskpansję na każdym kroku. Kojarzyło mi się to nawet trochę z Polską po ’89 roku, tylko w tempie 10-krotnie szybszym i, w wielu aspektach, bardziej nowoczesnym.
#2. Siła nabywcza, aspiracje i klasa średnia
Z tak szybkim rozwojem gospodarczym i ekonomicznym, idzie w parze wzrost siły nabywczej mieszkańców. Widok na ulicach, szczególnie Pekinu i Shanghaju, samych nowych aut i setek elekrycznych skuterów jest na porządku dziennym. Miałam wrażenie, że większość osób posiada nowe iphone’y, a młodzież ubrana jest w najnowsze modele sportowych butów.
W Pekinie, na jednej ulicy widzieliśmy przykładowo kilkanaście sklepów ze sneakersami marki Jordan, które w swoim asortymencie posiadały wszystkie dostępne oryginalne modele butów. Taki widok w Stanach, ojczyźnie marki, jest po prostu niemożliwy. A wiem to wszystko stąd, ponieważ mój mąż, wielki miłośnik tej marki, mnie uświadomił 😉 .
Mimo, że Chiny często kojarzone są z podróbkami i słabej jakości wyrobami, sami Chińczycy już nie chcą ich kupować. Chcą za to żyć jak dobrze sytuowani Europejczycy czy Amerykanie. Oczywiście, w większości dotyczy to głównie ciągle rosnącej klasy średniej i bardziej zamożnej. Chociaż, co ciekawe, koszt wytwarzania w ostatnich latach wzrósł też ponad 10-krotnie, a tym samym pensje pracowników urosły przykładowo ze 100 do 1000 dolarów.
W Chinach jest najwięcej nowych milionerów na świecie. Mimo, że Nowy Jork ciągle prowadzi w ogólnym rankingu, przy takim tempie rozwoju, Chiny mogą wysunąć się na czołówkę już w najbliższej przyszłości.
Większość osób w wieku maturalnym i wczesno- studenckim, które miałam okazję poznać, studiowała częściowo za granicą w USA lub Nowej Zelandii, czy planowała właśnie wyjazd na zagraniczne uczelnie. Jest to też związane z faktem, że Chińczycy potrafią oszczędzać i często te oszczędności inwestują w dzieci. Naprawdę byłam pod ogromnym wrażeniem, jak mądrze i zaradnie wiele osób sobie radzi.
#3. Cenzura czy swoboda?
Jadąc do Chin, największym stereotypem, który miałam w głowie, było mimo wszystko wyobrażenie o komunistycznym i zamkniętym na świat kraju. Sama dużo pamiętam z naszej polskiej rzeczywistości za żelazną kurtyną i siłą rzeczy odnosiłam to także do Chin. I z tego powodu jest mi chyba najbardziej wstyd.
To jest zupełnie inny świat. Na co dzień zupełnie nie czuć, że kraj nie jest demokratyczny. Nasi znajomi Chińczycy twierdzą nawet, że ich rząd wspiera praktycznie wszystko. Jest otwarty na nowe biznesy i inwestorów do momentu, jeśli jawnie w jakiś sposób nie stoją w opozycji.
Ciekawym przykładem o braku cenzury w mediach, była chińska gazeta codzienna wydawana po angielsku. Jako główny nius podano informację o obaleniu komunistycznego rządu w Wenezueli, a kolejną- o rosnącej ilości adopcji chińskich dzieci przez Amerykanów.
Jedyną sytuacją, kiedy odczuliśmy, że jednak jesteśmy w Chinach, był brak oficjalnej możliwości korzystania z Google, Facebook’a, innych social media czy stron internetowych. Chociaż i tak znaleźliśmy sposoby, aby to obejść, co zresztą też robią co bardziej zdesperowani mieszkańcy. Chociaż coraz częściej mówi się, że „great firewall of China” czyli „cenzura na internet” zbliża się nieubłaganie ku końcowi.
Na ten temat można by poświęcić cały wpis albo i nie jedną książkę. Tutaj chciałam tylko podkreślić, że w moim odczuciu Chiny to kraj bardzo przyjazny i rozwinięty. Nawet jak porównuję je do Kuby, którą odwiedziłam 7 lat temu, to jakość i dostępność wszystkiego w Chinach jest właśnie nieporównywalna.
#4. Ludzie i styl życia
Z perspektywy turysty, mogę powiedzieć, że 2 rzeczy rzuciły mi się w oczy najbardziej. Ludzie są generalnie bardzo przyjaźni i, w miarę możliwości porozumiewania się, pomocni. Komunikacja natomiast, to jest głębszy temat.
W Hangzhou, najmniejszym z odwiedzonych miast, dogadanie się w języku angielskim w miejscach publicznych graniczyło z cudem. Do tego stopnia, że nawet w kawiarni międzynarodowej sieci, gdzie napisy są z reguły dwujęzyczne, wymówione słowo „coffee” nie było rozumiane. Dopiero pokazanie palcem w menu działało.
W Shanghaju i Pekinie było już trochę lepiej, chociaż jest to ciągle dalekie od łatwości porozumiewania się, nawet według francuskich standardów 😉 .
Przyjazność odczuwalna na każdym kroku była czasami dość uciążliwa dla naszego 8-latka. Praktycznie wszędzie, gdzie nie poszliśmy, byliśmy proszeni o zrobienie zdjęcia z naszym synem. Nierzadko, robiono zdjęcie całej naszej rodziny czy też fotografowano nas, kiedy my sobie robiliśmy zdjęcia 🙂 .
Co ciekawe, podczas całego pobytu, faktycznie bardzo sporadycznie spotykaliśmy Europejczyków, a z podróżującym dzieckiem, praktycznie nigdzie. Wynikało to też może z okresu, w którym byliśmy, czyli późnej jesieni/ wczesnej zimy.
Mimo czasami dość zimnej pogody, fantastycznym zaskoczeniem był widok osób uprawiających sporty na zewnątrz. Czy to tai chi i tańce na placach i w parkach, czy „zośka” na ulicy w Pekinie, gdzie praktycznie grali sami emeryci, czy wszechobecna koszykówka. Na pytanie jaki jest u nich najbardziej popularny sport, usłyszeliśmy, że właśnie koszykówka.
Boiska do kosza na jednej z ulic Pekinu były zapełnione grającymi do późnych godzin wieczornych, mimo temperatury plus 2 stopnie. Podobnie było w „Zakazanym Mieście” w Pekinie, gdzie żołnierze krali w kosza w przerwie obiadowej.
Z praktycznych obserwacji, warto wspomnieć szczególnie o jednej. Chiny są bardzo przystępne cenowo, jeśli kupuje się produkty i usługi lokalne. Ceny „towartów importowanych” z Europy czy Ameryki są natomiast niewspółmiernie drogie. Dobrym przykładem jest cena kawy w kawiarni zachodniej sieci, która kosztuje często więcej niż obiad w lokalnej chińskiej restauracji. W sklepach drogie są dodatkowo produkty sprowadzane, których na co dzień Chińczycy po prostu nie jedzą. Są to przykładowo gotowe słodycze, nabiał czy alkohol.
#5. Kuchnia chińska
I jak już o jedzeniu mowa, nie można nie wspomnieć o lokalnej kuchni. Zakochaliśmy się w niej całkowicie. Jedząc praktycznie codziennie po 2 posiłki w różnych barach i restauracjach, czasami bardzo prostych i lokalnych, czasami bardziej cywilizowanych i też ekskluzywnych, wszędzie było fantastycznie. W większości miejsc, menu nie było dostępne w języku angielskim, wtedy pomagały zdjęcia. A jak nie było zdjęć, to patrzyliśmy innym gościom do talerzy albo szliśmy na żywioł.
O kuchni chińskiej można pisać godzinami. Dla mnie, jedzenie tylko na ciepło i picie też tylko ciepłych napojów, w tym nawet wody, okazało się idealnym rozwiązaniem. Mój syn został fanem wszelkiego rodzaju „noodles”. W Pekinie bardzo popularny jest „hot pot” czyli ognisty kociołek. W skrócie, jest to gotowanie samemu, w umieszczonym w stole podgrzewanym specjalnym garnku z wywarem, różnych składników takich jak owoce morza, ryby, mięsa i warzywa. I jedzenie własnej mieszanki z ryżem i dobranymi przez siebie przyprawami.
Uwaga praktyczna, dla osób nie znających chińskich zwyczajów przy jedzeniu. Na porządku dziennym jest mlaskanie i siorbanie. Czasami tak głośne, że dla nas Europejczyków aż trudno znośne. Chociaż nigdy nie wiadomo, co się komu spodoba. Mój syn przykładowo, poszedł w kierunku „kiedy wejdziesz między wrony …” 🙂 .
Myślę, że o Chinach napiszę jeszcze nie raz.
Takie podróże otwierają oczy. Dają do myślenia, że właściwie Europa nie jest pępkiem świata, jak nam się, mimo wszystko, często wydaje. Że, nie wiadomo dlaczego czujemy się chyba jednak lepsi i bardziej cywilizowani. Trochę chińskiej pokory i podejścia do świata bardzo by nam się, w naszym europejskim życiu, przydało.