Mój mąż mówi do mnie kiedyś tak:
-„Jak ja lubię dziewczyny w Jordan’ach!”
To jedno proste zdanie bardzo znacząco wpłynęło na moją percepcję sportowego obuwia damskiego. Od tej chwili, każda dziewczyna w „Jordan’ach” zwracała moją uwagę. Co ciekawe, też stwierdziłam, że bardzo podobają mi się te dość ciężkie buty na kobiecych stopach.
„Jordan’y”, mimo że sama ich nigdy nie miałam, zawsze dobrze mi się kojarzyły. Z samym ich twórcą Michael’em Jordanem, ze Stanami, z latami dziewięćdziesiątymi, moją szkołą średnią oraz początkiem studiów. I z moim mężem, który od lat jest ich wiernym fanem. A historię każdej pary zna w tę i z powrotem.
Marka „Air Jordan” powstała 1986 r., początkowo jako linia obuwia firmy „Nike”. Był to pierwszy w historii przypadek stworzenia kolekcji butów sygnowanej przez sportowca. Obecnie marka jest własnością Jordan Company, części koncernu Nike, która promuje i sprzedaje kolekcje ubrań oraz obuwia „Air Jordan”. A sam Michael Jordan , również dzięki wpływom z tej sprzedaży, jest drugim najbogatszym Afro-Amerykaninem na świecie, według danych magazynu Forbes z listopada 2015 r.
To tyle krótkiej historii samego brandu. Każda para „dżordanów” ma swoją oddzielną. Prawdziwi fani znają je na pamięć, z najmniejszymi szczegółami.
Ostatnio wielkie odrodzenie przeżywają modele retro. I właśnie na jeden z nich się pierwszy raz w życiu zdecydowałam, podczas ostatniego pobytu w USA- Air Jordan 10 Retro.
Jest to model, w którym Michael Jordan grał w sezonie 1994-95, po swoim pierwszym odejściu i powrocie do ligi NBA. Jako dodatkowy smaczek, na podeszwie butów zostały umieszczone wszystkie dokonania Michael’a z lat 1985- 1994.
Oprócz historii stojącej za tymi butami, urzekły mnie elementy czysto estetyczne. Bardzo podoba mi się design i zestawienie kolorystyczne mojej pary. A już najbardziej zauroczył mnie ten różowy skoczek na tyłach. Zawsze miałam słabość do tego koloru 😉 .
Jest coś niezwykłego w tych butach. Czuje się przed nimi respekt. Może też ze względu na ogromny sukces, ciężką pracę oraz talent jednego człowieka.
Jestem w stanie zrozumieć osoby, które dla „Jordan’ów” tworzą oddzielne pokoje czy regały ekspozycyjne. Chyba nie ma na świecie drugiego przypadku kolekcji ubrań i obuwia, z taką historią i tyloma wspomnieniami.