Dalszą część wrażeń z Nowego Orleanu postanowiłam przedstawić w postaci pytań i odpowiedzi. Takich, które sobie sama zadawałam przed wyjazdem. A, na które mogę odpowiedzieć po fakcie.
Jak nie czytaliście wcześniejszego wpisu, nununu. Można nadrobić tutaj.
Nie będzie to typowy przewodnik, jak to u mnie z reguły bywa. Tylko kilka mniej i bardziej praktyczno- teoretycznych przemyśleń i faktów podróżniczych.
Gdzie leży i jak daleko jest do Nowego Orleanu z innych miejsc w USA?
W większości podróżniczych przypadków, Nowy Orlean nie jest jedyną destynacją w Stanach. Stąd tematy geograficzno- logistyczne są dość istotne.
Szczególnie planując ‚road trip’ po Stanach warto być świadomym jednej głównej kwestii. Z reguły wszędzie jest dalej niż nam się wydaje. Nam Europejczykom, przyzwyczajonym do tego, że w jeden dzień możemy przejechać pięć krajów. Czy przelecieć na drugi koniec świata. W USA można się niejednokrotnie zdziwić. Ja tak mam bardzo często.
Nowy Orlean leży 2100 km na południowy- zachód od Nowego Jorku, 1400 km na północny- zachód od Miami, 750 km na południowy- zachód z Atlanty, 560 km na wschód od Houston. Czyli w skrócie, wszędzie daleko. Nie wspomnę o Los Angeles, bo wiadomo.
Będąc na Florydzie, można nawet przez chwilę myśleć, że Luizjana leży rzut beretem. A tu klops, bo właśnie z Miami trzeba przejechać te 1400 km, czyli jakieś 12 godzin samochodem.
I tu rodzi się kolejne pytanie.
Czy warto jechać samochodem z Miami i Florydy do Nowego Orleanu?
Według mojej obecnej wiedzy i obserwacji, nie warto. Szkoda cennego czasu, który lepiej przeznaczyć na samo miasto.
Droga prowadzi przez centralną i zachodnia Florydę, południową Alabamę i Missisipi. Jakkolwiek nieźle to brzmi, to krajobrazowo nie jest aż tak ciekawie. Dodatkowo, przy bardzo jednostajnym tempie jazdy na amerykańskich autostradach podróż jest po prostu nudna. Tak myślę. Szczególnie, gdy ma się ograniczony czas. A to pewnie dotyczy większości podróżujących.
My zdecydowaliśmy się na lot. Bezpośredni to niecałe dwie godziny.
Czy w Nowym Orleanie jest dostępny Uber czy Lyft?
Niejednokrotnie pisałam, że jestem fanką tej usługi. Szczególnie w USA, gdzie popularność i zasięg są ciągle nieporównywalne z Europą czy Polską. W każdym nowym miejscu w Stanach jest dla nas bardzo ważne, czy któraś z usług jest dostępna.
W Nowym Orleanie są obydwie. Uber ma większy zasięg, ale też jest z reguły trochę droższy.
Porównując do takich miast jak Los Angeles, Miami czy Nowy Jork, sieć jest mniej rozbudowana i czas oczekiwania na samochód też dłuższy. Zresztą, NOLA to miasto ludzi wyluzowanych i nie ma co się za bardzo nigdzie spieszyć. Samolot poczeka przecież.
Jaka jest pogoda w lutym?
Klimat w Luizjanie i Nowym Orleanie jest wilgotny subtropikalny. Oznacza to, że zimy są umiarkowane i, w porównaniu do północnej Europy, ciepłe.
Podczas naszego pobytu, najniższa temperatura wieczorem i w nocy spadała do ok. 5 st. C. Za to jednego dnia było bardzo ciepło i słonecznie, z temperaturą ok. 23 st. C. A kolejnego zmieniła się diametralnie, było chłodno i wietrznie, z temp. 10 st. C. Takie nagłe zmiany są charakterystyczne dla całego rejonu.
Z czym najbardziej się kojarzy Nowy Orlean i czy to prawda?
Oczywiście z muzyką jazzową, jazzowymi barami z koncertami na żywo. Z ulicznymi muzykami i artystami oraz życiem nocnym, głównie na Bourbon Street. Z karnawałem Mardi Gras, z huraganem Katrina i voodoo. Z jedyną w swoim rodzaju architekturą, która odzwierciedla bogatą historię miasta i międzynarodowe wpływy: głównie francuskie, hiszpańskie i kreolskie. Z ozdobnymi balkonami i zabudową jak z „Przeminęło z wiatrem”. Z rzeką Missisipi i z „domem wschodzącego słońca”. Z prostą kuchnią cajun, bardziej wyrafinowaną kreolską i międzynarodową kuchnią fusion. Z luzem i tolerancją „Big Easy”.
Tak, to wszystko prawda. W ogromnej skali i do stopnia niewyobrażalnego ciągłego zaskoczenia. Na każdym kroku.
Czy Nowy Orlean nadaje się dla dziecka?
Czytając powyższe skojarzenia z Nowym Orleanem, to pytanie wydaje się być uzasadnione.
Jeśli czytaliście wcześniejsze wpisy o podróżowaniu z niemowlakiem, mniejszym i większym dzieckiem, to odpowiedź wydaje się również oczywista.
Nowy Orlean dla dziecka może być fantastycznym odkryciem. Ulice tętniące muzyką, pełne ulicznych artystów, kolorowe, przyozdobione domy i cała atmosfera miasta są trochę jak wizyta w studio filmowym czy parku rozrywki.
Dodając do tego opowieści o historii miasta, obrządkach voodoo, duchach i huraganie Katrina rozbudzimy ciekawość każdego dziecka.
A dodatkowo możemy nakarmić malucha kiełbasą z aligatora. Nasze było zachwycone.
Na moje pytanie o wrażenia z Nowego Orleanu, jakiś czas po powrocie, mój dziewięcioletni syn odpowiedział:” Wszystko mi się podobało. Nastrój, ulice, domy i mili ludzie”.
Co można/ warto robić w Nowym Orleanie (z dzieckiem)?
Bardzo wiele. Ale tak naprawdę, wszystko można sprowadzić do jednej aktywności. Chodzenia po ulicach.
Szczególnie French Quarter oraz Faubourg Marigny i poddanie się swoistej atmosferze miasta. Takie „go with the flow” w wydaniu nowo orleańskim.
Wchodzenie przy tym do barów i słuchanie koncertów na żywo na ulicach Frenchmen i Bourbon. Próbowanie potraw lokalnej kuchni. Podziwianie architektury i sztuki w lokalnych galeriach oraz sklepach z antykami na Royal Street. I bardziej wielkomiejskiego klimatu handlowej Canal Street. Można trochę zboczyć i przejść się brzegiem Missisipi.
Można też pojechać na wycieczkę na okoliczne bagna, aby zobaczyć aligatory. Nie pojechałam, to nie wiem, czy krokodyle są chętne na te spotkania.
Można pójść na nocne wycieczki śladami duchów. Też nie poszłam, bo się bałam. Zwiedzać muzea, w tym najbardziej polecane Muzeum II Wojny Światowej. Iść do Oceanarium „Aquarium of the Americas” lub do zoo.
Ale my zamiast tego woleliśmy chodzić po ulicach i chłonąć miasto na spokojnie.
Jedynym odwiedzonym przez nas miejscem typowo pod dziecko było Insectarium. Które zrobiło na nas dorosłych może nawet większe wrażenie niż na dziecku. Syczące karaluchy wielkości żab, miasteczka termitów, tarantule i skorpiony były przerażająco- fascynujące. Jako umiarkowanej fance natury w czystej postaci i wszelakich pełzających stworzeń takie okoliczności są jedyną okazją przyjrzenia się im z bliska.
Czego warto spróbować z nowo orleandzkiej kuchni?
Najlepiej wszystkiego, żeby mieć pełen kulinarny ogląd.
Dla fanów owoców morza i ryb, opcji jest bardzo wiele. Od bardzo prosto przyrządzonych, często jednogarnkowych potraw z kuchni cajuńskiej po bardziej wyszukane dania kreolskie, które zbliżone są do stylu kuchni francuskiej.
Najbardziej popularne dania to: kanapki Po- Boys (nazwa pochodzi od ‚poor boy’) z mięsem (najczęściej wołowiną) lub owocami morza na chrupiącej bagietce, Jambalaya- przypominająca hiszpańską paellę, po modyfikacjach z kuchni francuskiej i cajuńskiej czy Gumbo- rodzaj zupy wyglądem przypominającej luizjańskie mokradła, na bazie ryżu, warzyw, mięsa i owoców morza, zagęszczonej afrykańskim warzywem okra lub zasmażką z kuchni francuskiej.
Najbardziej znanym deserem są Beignets- kreolskie kwadratowe pączki bez nadzienia.
Kuchnia Nowego Orleanu może zachwycić różnorodnością, dzięki międzynarodowym wpływom i otwartości na smaki. Jest przy tym bliższa kuchniom europejskim (szczególnie hiszpańskiej i francuskiej), z karaibskim twistem, niż typowo amerykańskiej. Z pewnością, jest to konieczny punkt na kulinarnej mapie świata dla prawdziwych foodies.
Nie byłabym sobą, gdybym nie odwiedziła Whole Foods Market. Obok Ubera, jest to druga rzecz, której dostępność sprawdzam w nowych miejscach w Stanach. I jeśli odpowiedź jest pozytywna, od razu wiem, że będzie mi się podobać.
Jeżeli komuś nie podejdzie nowo orleandzka fusion kuchnia, zawsze może sięgnąć po gotowe organic dania z Whole Foods’a. Albo przynajmniej organiczną kawę.
Gdzie najlepiej się zatrzymać?
Jeżeli chce się poczuć atmosferę miasta w pełnej krasie, najlepszą lokalizacją będzie French Quarter i Faubourg Marigny. Można znaleźć noclegi w charakterystycznych budynkach z balkonami w okolicach Bourbon, Royal i Frenchmen Street. Bliżej Canal Street i na samej ulicy znajdują się sieciowe hotele, w bardziej standardowym wydaniu.
My zatrzymaliśmy się w samym środku Frenchmen Street.
Właściwie nie musieliśmy wychodzić z apartamentu, żeby słuchać koncertów na żywo. Przez całą dobę.
Huragan Katrina i teraźniejszy Nowy Orlean?
Od wydarzenia, które często nazywane jest największą organizacyjną wpadką i hańbą rządu amerykańskiego we współczesnej historii, minęło 12 lat. We French Quarter nie ma śladów po tragedii. Zresztą ta część nie ucierpiała tak bardzo, jak reszta miasta, którego ponad 80% powierzchni znalazło się pod wodą.
Mieszkańcy Nowego Orleanu niechętnie wracają do tych wspomnień, co jest zrozumiałe. W mieście jest tylko niewielki pomnik ofiar powodzi na cmentarzu Charity Hospital Cementery.
To chyba trochę za mało. Nowy Orlean „się nie ugnie i nie da się złamać” cytując słowa burmistrza Mitch’a Landrieu. Ale też nie zapomni. I to powinno być, mimo wszystko, bardziej widoczne.
Jednym z ciekawszych i poruszających filmów dokumentalnych o Katrinie w Nowym Orleanie jest mini seria Spike’a Lee „Kiedy puściły wały: Requiem w 4 aktach” („When the Levees Broke: A Requiem in Four Acts”). Warto poświęcić cztery godziny, aby poznać relację mieszkańców z pierwszej ręki i nie mieszczącą się w racjonalnej głowie reakcje służb państwowych na tę tragedię.
Na koniec, ostatnie zasadnicze pytanie.
Czy warto odwiedzić Nowy Orlean?
Bardzo warto. Powiem więcej. Warto, nawet za cenę kolejnego wyjazdu do Kalifornii. A to w mojej osobistej skali jest na samym topie.
Jeżeli podobnie jak ja macie w towarzystwie osoby wygłaszające sformułowania w stylu „nigdy nie pojadę do tej plastikowej Ameryki”, to wyślijcie je właśnie do Nowego Orleanu. Ciekawe, jakie wtedy mądrości życiowe zaczną głosić.