Dzisiaj oprócz stylizacji, trochę przydatnej wiedzy.
Takiej praktycznej, dla ciężko (i trochę mniej) pracujących e- zakupoholików. Takich, do których sama się szczerze i otwarcie zaliczam.
# ootd inaczej zwany strojem dnia
Kocham minimalizm. Zarówno w modzie, jak i w design’ie czy wnętrzach. Proste formy, czystość, puste przestrzenie i powierzchnie, rezygnacja ze zdobień i nadmiaru kolorów. Takie ukojenie dla oka i wyciszenie dla duszy.
Ale jeszcze bardziej kocham minimalizm z pazurem. Takie połączenie prostej formy z tym czymś, jakimś elementem zaskoczenia, ozdoby. Z takim po prostu… detalem.
„Detal” słowo klucz we współczesnym projektowaniu. Bo co innego może wyróżnić i nadać charakteru dobrze zaprojektowanemu produktowi, meblowi, elementowi garderoby, we współczesnym gąszczu dóbr wszelakich?
I takim detalem, który mnie ostatnio urzekł, jest falbana.
A właściwie zaskakujące jej umiejscowienie w, całkowicie prostej w formie, bluzce. Bo nie z przodu w formie żabotu, ani u dołu jako przedłużenie, tylko na ramionach.
Taka nowoczesna odmiana skrzydeł a’la polska husaria. Ot, takie luźne skojarzenie, w nawiązaniu do ostatnich wydarzeń na Euro 2016 🙂 .
Idąc dalej tym tropem i mojej, chyba jednak dalekiej od minimalizmu, słabości do wszelkiego typu koronek, falban, świecideł- kolejny detal. Tym razem frędzle. Przy butach.
Trend od zeszłego sezonu i ciągle mocno widoczny w wielu elementach garderoby. Już nie tylko w duchu „boho” czy inspiracji stylem indiańskim bądź kowbojskim. Frędzle dodawane są także do rzeczy eleganckich i ponadczasowych.
Moje odkrycie z poprzedniego roku, to właśnie buty na obcasie z odkrytymi palcami, z pastelowo- różowej skóry o zwierzęcej strukturze. Z „frędzlowym pędzlem” wzdłuż obcasa.
I żeby już nie było zbyt dużo szczęścia i detali naraz, całość łączą proste, czarne jeansy rurki do kostki. Oraz moja ostatnio ulubiona, mała, tektoniczna, czarna torebka ze skóry.
Blady, różowo- łososiowy nie jest chyba jednak łatwym kolorem w stylizacji. Nie mam na to jakiś twardych danych, tylko własne doświadczenie i kobiecą intuicję 😉 . Ta bluzka jest obecnie moją jedyną częścią garderoby w tym kolorze.
Spodobało mi się zestawienie tego bladego różu z ceglastą ścianą i tym dominującym „rudym” w otoczeniu.
Kontekst jednak ma ogromne znaczenie 🙂 .
Połowę rzeczy, które mam w tej stylizacji, kupiłam online.
Jest to i tak stosunkowo niski procent, jak na moje praktyki. Większość ubrań, butów i akcesoriów nabywam obecnie w sklepach oraz na platformach internetowych. Z czego, coraz więcej przez urządzenia mobilne.
W przypadku niektórych marek, nie wiem nawet jak wyglądają ich stacjonarne sklepy firmowe, bo w nich nigdy nie byłam. I prawdopodobnie, nigdy nie będę.
# przydatna wiedza dla e- zakupoholików i nie tylko
Zaciekawiły mnie ostatnie wyniki badań dotyczące rynku m-commerce w Polsce, opublikowane przez ekomercyjnie.pl, na podstawie międzynarodowego badania, przeprowadzonego w 10 krajach na zlecenie RetailMeNot- największego na świecie centrum zakupów online.
Według raportu:
– w latach 2013-2016 obroty polskiego rynku m- commerce (przez telefony i tablety) zwiększą się w sumie ponad sześciokrotnie. W samym 2015 roku wzrosły ponad dwukrotnie (109%) i już prawie 6 milionów Polaków, czyli 16 procent społeczeństwa robi zakupy m-online.
– już blisko 30% polskich e-klientów sięga po urządzenia mobilne. Liczba m-kupujących jest wyższa niż nawet we Włoszech lub w Hiszpanii.
Dla porównania, według ekspertów Sociomantic Labs, wartość całego rynku handlu internetowego w Polsce wzrośnie w roku 2016 do blisko 36 mld zł, a w ciągu najbliższych 5 lat podwoi się.
Jak pokazują estymacje, do końca dekady wartość rynku e-commerce w Polsce będzie bliska 10 proc. udziału w całym handlu.
Jeszcze bardziej imponujące są prognozy europejskie. Według nich, już w 2020 roku e-zakupy będą odpowiadać nawet za 45 proc. przychodów ze sprzedaży ogółem w Europie.
Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie są to bardzo dobre wieści. I to z kilku względów.
Przede wszystkim, otwiera to nieograniczone możliwości dla, nazwijmy to, „zakupowego egalitaryzmu”. Nie trzeba być mieszkańcem dużej miejscowości, z często bezsensownie ogromną ilością centrów handlowych, aby mieć możliwość zakupu wybranego produktu. Ba, nie trzeba nawet być mieszkańcem danego kraju, bo już większość platform i świadomych e- sklepów organizuje wysyłki do Polski. Nawet z USA, o czym ciągle wiele osób nie wie.
Sama e- prezentacja produktów jest na coraz wyższym poziomie. Już normą stały się świetnej jakości zdjęcia, opisy, video, aranżacje, podpowiedzi stylistyczne. Sklepy dbają o intuicyjne i estetyczne interfejsy, z technologicznie rozwiniętymi systemami zarządzania zawartością.
I właśnie wspomniane zakupy mobilne, nareszcie też zaczęły mieć „ręce i nogi”. Strony responsywne czy profesjonalne wersje mobilne są już na porządku dziennym, nawet w mniejszych e-sklepach.
Generalnie, zakupowe e-eldorado 🙂 . Tylko wiecie co mnie jeszcze wkurza?
Wkurza mnie fakt, że dostęp do internetu jest ciągle stosunkowo ograniczony, zarówno w Europie, jak i wielu rozwiniętych krajach świata. Że na lotniskach, dworcach, w miejscach publicznych nie ma często darmowej sieci wifi czy hot spotów.
A już szczytem wszystkiego jest płatna sieć w hotelach. I to bardzo często sieciowych czy wysokiej klasy.
Moja zasada- do takich hoteli do prostu nie jeżdżę. A kryterium wyszukiwania „darmowe wifi” jest u mnie na liście top wymagań.
No bo co w końcu, kurczę blade, mamy przecież 21 wiek!