A właściwie, czego się nauczyłam przez ostatnie pół roku blogowania. I czego się dowiedziałam o świecie, blogosferze i sobie.
Bo co z tego wynika, że ktoś nas czegoś uczy? Jeśli my sami tego w jakiś sposób nie przyswajamy?
A w tym przypadku, wszystko mogę odnieść właśnie do siebie, własnej aktywności, poszukiwań i zdobywania nowej wiedzy oraz umiejętności. Z osobistej potrzeby wewnętrznej.
Tak mnie z lekka poniosło filozoficznie. Ale w tym wpisie trochę tak będzie. Chociaż postaram się jakoś te moje kłębiące się myśli poskładać w punkty.
W sierpniu minęło pół roku od czasu założenia bloga. To jest oczywiście żaden staż, jeśli porówna się do ogólnoświatowej średniej.
Ale jak na każdym początku, jest coś, co będzie miało zawsze przewagę w tym konkretnym momencie.
ŚWIEŻE SPOJRZENIE. I PIERWSZE WRAŻENIA.
Bo ani jednego, ani drugiego nie odtworzy się po jakimś czasie. Nie da rady. I to tyczy się każdej dziedziny życia, pracy zawodowej, nowych znajomości, nieprawdaż?
1. Jak ja wcześniej nic nie wiedziałam o współczesnym świecie twórców internetowych!
Dosłownie nic. Zero. Albo i jeszcze mniej. Nie jest to specjalny powód do dumy, ale za to szczera prawda.
Zaskoczył mnie przede wszystkim poziom światowego rozwoju i zakres wpływów. Mówiąc ogólnie.
Jak może wiecie, czytając moje wpisy, blogowanie zaczęłam bez żadnego przygotowania. I też bez większej wcześniejszej strategii oraz biznes planu. A to nie dlatego, że nie umiałabym sobie z tym poradzić. Tylko właśnie dlatego, żeby mieć odskocznię od takich tematów. Od wiecznego planowania, przeliczania, analizowania, co się w życiu i biznesie opłaca, a co nie.
Ciągle uważam, że blogowanie należy bardziej do dziedziny artystyczno- kreatywnej, niż analityczno- finansowej. Ale to jest moje osobiste zdanie.
Bo świat w wielu sytuacjach pokazuje mi, że jest właśnie odwrotnie.
Współcześni main-stream’owi twórcy (głównie blogerzy, vlogerzy, infuencerzy, youtuberzy) prowadzą bardzo przemyślane, zaplanowane i profesjonalne działania. Wpływa to naturalnie na coraz lepszą jakość i rozwój całej branży. Wyznaczają trendy, wpływają na opinie i liczą się w świecie biznesu. Bardziej niż myślałam. Ale sama do końca nie wiem, co myślałam. Bo niewiele wiedziałam.
Pracując w marketingu ponad 9 lat temu przez 7 lat byłam na bieżąco, ale wtedy w Polsce nie było zbytnio mowy o profesjonalizacji blogosfery. Ten proces nastąpił przez ostatnie lata, kiedy to ja akurat wymyśliłam sobie zmianę branży i rozwój w dziedzinie design’u, produkcji mebli i biznesu. A i jeszcze realizowałam się jako mama, w międzyczasie. I stąd te moje wieczne zdziwienia, w stylu „jaki ten świat jest niesamowity”.
Nigdy wcześniej do głowy by mi nie przyszło, że młody youtuber w Polsce może mieć ponad 600.000 widzów, a blogerki modowe zajmują miejsca w pierwszych rzędach na najważniejszych wydarzeniach fashion na świecie. Chyba jakoś przespałam ten moment, kiedy do tego doszło.
Osobiście mówię „tak” profesjonalizacji, wysokiej jakości i estetyce. Ale pod warunkiem, że jest w tym wszystkim szczerość i spontaniczność. Bo ciągle w blogowaniu o to powinno chodzić.
2. Blogosfera jest młodą kobietą.
Ja też jestem młoda. Ale okazało się, że blogosfera jest jeszcze młodsza ode mnie. Trudno mi w to uwierzyć, bo już jestem na etapie, że wszyscy wydają mi się ode mnie starsi. I starzej wyglądający 😉 .
Według polskich statystyk (sprzed ok. półtora roku, tylko do takich dotarłam), 85% blogerów to kobiety, z czego 69% w wieku 19-35 lat. Główne kategorie to kulinaria, uroda i lifestyle.
Obserwując blogosferę, sądzę, że statystyki się zgadzają. Myślałam, że jednak więcej będzie trochę starszych twórców, a tym samym starszych odbiorców. Szczególnie w blogosferze. Bo dominacja bardzo młodych osób w sektorze video aż tak bardzo mnie nie zaskoczyła.
W nawiązaniu do tych liczb, jeszcze jeden fakt jest dla mnie ciekawych odkryciem.
Coraz więcej osób zajmujących się profesjonalnym blogowaniem czy tworzeniem video nigdy nie pracowało na etacie czy miało „bardziej tradycyjnego” zajęcia. I możliwe, że nigdy nie będzie. Nie wspominając o rezygnacji z wyższej edukacji.
Czy to jest dobre, czy nie, kto to wie. Taki rym, mi tu się sam wkradł.
To są sprawy bardzo indywidualne, zależne od miliona czynników. Z mojego doświadczenia mogę jedynie powiedzieć, że nie ma jedynej słusznej drogi rozwoju zawodowego. Czy to na etacie, w korporacji czy prowadząc własną działalność. Ja spróbowałam wielu opcji i chociażby drogą eliminacji odnajduję optymalne dla siebie rozwiązania. Ale nie każdy ma ochotę, siłę czy możliwości na próby. Prawdopodobnie, większość osób woli stabilizację i przysłowiowy święty spokój, często kosztem własnych frustracji.
Trudność dzisiaj polega jeszcze na jednym zjawisku. Aby coś osiągnąć, trzeba się temu bardzo poświęcić i zaangażować. A paradoksalnie, stawianie wszystkiego na jedną kartę czy konia, jak kto woli, jest zbyt dużym ryzykiem i tym samym zaprzeczeniem podstawowych zasad zarządzania.
Kolejne lata, wraz z dojrzewaniem blogosfery pokażą nam, w jakim kierunku to zmierza. Czy obecni dwudzistoparolatkowie, którzy poświęcili się całkowicie tej sferze, będą nadal się z tego utrzymywać i tym samym, ciągle czerpać z tego radość. W jaki sposób poradzą sobie z rutyną, nierzadko pewnie wypaleniem, życiową stabilizacją bądź jej brakiem. Ciekawe, jak będzie wyglądać ten krajobraz, gdy 69% blogerek będzie miało 55 i więcej lat 🙂 ?
3. Blogowanie zajmuje więcej czasu i energii, niż myślisz.
W tym punkcie, niczym nie różnię się od wszystkich. Nie spotkałam się z innym stwierdzeniem, niż właśnie jak to powyżej. I sama potwierdzam je w całej rozciągłości.
Tutaj najlepiej odnieść się do stwierdzenia „tak mi się wydaje/ -ało”. Mi też się wydawało, że nie może to być takie trudne i czasochłonne. No i jeszcze, że przecież w wielu sytuacjach zrobię to lepiej niż inni. Albo, że przecież „mam ciekawsze życie i rzeczy do opowiedzenia” 🙂 .
A to wszystko, tylko mi się wydawało. Jeśli ktoś też tak sądzi i nie prowadzi bloga/ vloga, to zachęcam, żeby spróbował.
Przygotowanie wpisu na chwilę obecną zajmuje mi od 3 do ok. 8 godzin. Jest to zależne od tematu, obróbki graficznej, dostępności materiału, który poruszam. Ale zawsze do tej pory, moje przewidywania czasowe były nietrafione. Ciągle łudzę się, że skończę coś szybciej, a nigdy mi to nie wychodzi. Pozostaje nadzieja, że trening czyni mistrza i może dojdę kiedyś do etapu- 1 super wpis na godzinę.
Co do kwestii „mam ciekawe życie”, to doszłam do jednego wniosku. Trochę aroganckiego, a trochę nie. To, że jestem fajną osobą, to wiem, ale czy jestem fajną blogerką, tego jeszcze nie wiem 🙂 .
4. Prywatność- rzecz względna
To jest temat, któremu kiedyś poświęcę może cały wpis. Bo jest zbyt obszerny na kilka zdań.
Ale jest to jedna z tych kwestii, która nie przestaje mnie zaskakiwać. Codziennie.
Śledząc inne blogi, a ostatnio także vlogi, dochodzę do wniosku, że granica się ciągle przesuwa.
Pokazywanie, relacjonowanie życia prywatnego w najmniejszych detalach staje się absolutną normą. Historie miłosne, śluby, związki, rodzina, wszyscy są częścią spektaklu.
Trafiłam ostatnio nawet na vloga jednego z najpopularniejszych, światowych twórców, w którym pokazuje swoją ciężarną partnerkę biegającą po domu, w samej bieliźnie.
I wtedy doszłam do punktu zwrotnego.
Ja jednak tak nie chcę. Ani nie chcę tego oglądać, ani iść w tym kierunku. Że mój dom, to moja twierdza i nie zamierzam zrobić z niego reality show. To jest niebezpieczna droga, nie tylko ze względu na granice prywatności. Największym zagrożeniem jest życie w tej bańce, utrata kontaktu z rzeczywistością, sensem życia oraz relacji międzyludzkich. A to wciąga coraz bardziej.
5. Prawdziwych przyjaciół poznajemy, … gdy zaczynamy prowadzić bloga.
Bo w biedzie, to każdy wie. I pewnie potwierdza. Bo nic tak nie jednoczy nas Polaków, jak wspólne narzekanie, biadolenie i problemy. Prawda stara jak świat.
Paulo Coelho powiedział, że prawdziwi przyjaciele to ci, którzy są przy tobie, jak ci się dobrze wiedzie. Dodam od siebie, że to jeszcze ci, którzy wspierają cię w każdej sytuacji. Nawet, gdy na pewnym etapie życia wymyślisz, że zaczynasz pisać bloga. Czy kręcić vloga. Czy pełno-etatowo robić na drutach. Czy robić każdą inną rzecz, na którą masz ochotę. A która nie jest szkodliwa i zła.
Nikt nie wymaga przecież, żeby byli twoimi największymi fanami. Nawet nie muszą w ogóle czytać tego, co tam ci ślina na język i blog przyniesie. Ale muszą jedno. Akceptować to, co robisz i wspierać w twoich działaniach.
Życie pokazuje mi, że tak często nie jest. Że ludzie zamykają się na coś, czego sami nie rozumieją i nie lubią. I jedynie, co im przechodzi przez gardło, to stwierdzenie „to nie dla mnie”. Przykre, jak ciągle wiele jest takich zachowań. Właśnie na pewnym etapie życia. W momencie, gdy niektórzy robią coś z pasją, nową lub dawną. A niektórzy brną we własne frustracje, bez chęci czy odwagi, aby coś zmienić.
Nie rozwijam dalej tej myśli. Na początku blogowania podjęłam jedną decyzję. Ten blog będzie pozytywny. Będę się skupiać na szklance do połowy pełnej oraz radości tworzenia czegokolwiek i w jakikolwiek sposób. Malkontentom i jęczałom mówię, jak Wokulski w „Lalce”- „Farewell, miss Iza, farewell!”.
O osobach, które mnie zawsze wspierają, nie muszę pisać. Bo oni i tak wiedzą, że są dla mnie najważniejsi.
6. Każdy dzień przynosi coś nowego.
Dosłownie. Blogowanie jest bardzo multidyscyplinarną dziedziną. Codziennie, mogę powiedzieć, dowiaduję się czegoś nowego. I też sama stawiam sobie coraz to nowsze wyzwania. Jak wspominałam, dodatkowo podjęłam też próby vlogowania. Aby zdobyć nowe umiejętności w sprawdzeniu się przed kamerą i całej obróbce video.
Czytając inne blogi, czerpię dużo pozytywnej energii i inspiracji. Podziwiam uśmiechnięte, pełne charyzmy i dobrej aury osoby.
Największym wyzwaniem tej całej blogowej przygody jest wyznaczenie sobie własnej granicy. I to nie prywatności, o której pisałam, bo z tym mam najmniej trudności.
Granicy życia online i offline, czasu poświęcanego na projekt „blog” i zaangażowania. Bo nie jest mi jednak do końca bliskie stwierdzenie, że mój blog to moje życie. W pełni i całkowicie. Moje życie to moja rodzina, a wszystko inne przychodzi i odchodzi. Często nawet nie pamiętając, co i po co właściwie się wydarzyło.