Po raz 14. w Berlinie, w dniach 2-5. czerwca 2016 odbywał się festiwal design’u DMY Berlin. Jest to jedna z tych imprez związana z dizajnem, którą zawsze warto odwiedzić przy okazji wizyty w stolicy Niemiec.
W odróżnieniu od rozmachu targów mediolańskich (o których pisałam w tutaj i tutaj), berliński festiwal ma swój bardziej nieskrępowany i mniej komercyjny klimat. Tutaj stawia się przede wszystkim na młodych artystów, swoje prace pokazują też międzynarodowe uczelnie artystyczne, nie brakuje eksperymentalnego i odważnego design’u.
Jest to taka, można powiedzieć, kwintesencja Berlina 🙂 .
W tym roku, główna wystawa festiwalu odbywała się w nowej lokalizacji- w postindustrialnych przestrzeniach Kraftwerk Berlin, w dzielnicy Mitte. Wnętrza byłej elektrociepłowni obecnie wykorzystywane są właśnie na tego typu imprezy, wydarzenia modowe czy koncerty techno. Dla samej miejscówki warto wybrać się na DMY 🙂 .
Hasłem przewodnim festiwalu była „Odyseja 2016” i fokus na współczesne trendy w design’ie. Według organizatorów, granice między różnymi dyscyplinami związanymi z design’em mocno się zacierają. Wystawy, wykłady, warsztaty i sympozja towarzyszące miały spróbować odpowiedzieć też na pytania, gdzie jest granica między światem analogowym a cyfrowym, międy wystrojem wnętrz a aplikacjami produktowymi.
W tym roku, nowością było też zaproszenie twórców wszystkich dziedzin związanych z szeroko pojętym design’em: projektantów wzornictwa przemysłowego, mody, grafiki, systemów komunikacji wizualnej i cyfrowej.
Pokażę Wam kilka wystaw, które szczególnie zwróciły moją uwagę.
„In Our Office” to propozycja studentów Lund University, we współpracy z jednym z założycieli marki Hay, Rolfem Hay. Wystawa pokazuje podejście młodych osób kreatywnych do ograniczeń przestrzeni i życia biur korporacyjnych.
Nie zabrakło też polskiego akcentu.
Firma Politura pokazała klasyki polskiego design’u lat 50-tych i 60-tych, dwóch autorów Edmunda Homa i Janusza Różańskiego. Co ciekawe, żaden z projektów nie był wcześniej produkowany seryjnie.
Krzesło H106 projektu Edmunda Homy miało swoją premierę podczas tegorocznych targów IMM w Kolonii. W Berlinie pokazano dodatkowo zestaw mebli z R-1378 autorstwa Janusza Różańskiego, składający się z foteli i stolika. Ponadczasowy i minimalistyczny design w połączeniu z pięknym wykonaniem nigdy nie stracą na wartości.
Ciekawym pomysłem są stoliki marki Unicorn Berlin, które zostały zbudowane na bazie wazonów odnalezionych na pchlich targach.
Czy torebki Ashley Scott ze szkła akrylowego, które alternatywnie mogą służyc jako lampy stołowe 🙂 .
Spośród propozycji „młodych talentów” i ich wizji produktów przyszłości, rzuciły mi się w oczy trzy projekty, ze względu na pomysł i oryginalność.
Pierwszy to zestaw .. do domowego porodu, projektantki Anne Vaandrager 🙂 .
Drugi to meble Lokomotion czeskiej projektantki Vendulki Prachlovej. Locomotion to bazująca na zwierzętokształtnych formach nieskończona możliwość wariantów mebli dostosowana do potrzeb klienta.
Bardzo zgrabny i ciekawy zestaw mebli inspirowanych śródziemnomorskim latem pokazała węgierska marka Codolangni. Połączenie drewna z terakotą, w kolorach kojarzących się z plażą, lodami, parasolkami i strojami kąpielowymi. Takie, po prostu, moje klimaty 😉 .
Generalnie, klimat miejsca w połączeniu z odważnymi i ciekawymi projektami młodych artystów stworzył bardzo fajne wydarzenie. Dla mnie, takie imprezy są zawsze bardzo relaksujące i odstresowujące, podobnie jak zwiedzanie muzeów sztuki współczesnej 🙂 . A doczytywanie jeszcze o inspiracjach artystów i historii stojącej za danym projektem czy produktem, jest dodatkowo zawsze bardzo inspirujące.
Jedynie, małą skazą, były niedopatrzenia organizatorów festiwalu.
Pierwszy problem, napotkaliśmy przy próbie kupienia biletów online, co okazało się praktycznie niewykonalne. Strona mobilna była zupełnie nieprzystosowana do transakcji online, mimo że mocno promowana była ta forma zakupu biletów, nagradzana dodatkowo zniżką.
Kolejny niesmak organizacyjny doświadczyliśmy przy tradycyjnych kasach, gdzie można było płacić kartą płatniczą, ale … tylko niemiecką. A impreza ma wybitnie międzynarodowy charakter.
Ale nawet te niedogodności nie były w stanie zepsuć nam fajnego weekendu w europejskiej stolicy hipsterki 🙂 .
Właściwie, jak się nad tym głębiej zastanowię, to jednym z ważniejszych powodów dla których mieszkam w Poznaniu jest … właśnie bliskość Berlina 🙂 . I pewnie nie raz jeszcze o tym napiszę.
PS. Są tu jacyć fani design’u, Berlina, bliskości Poznania do Berlina czy zwierzokształtnych mebli 😉 ?