Ach, ten grudzień. Zawsze szczególnie lubiłam ten miesiąc. Mimo, że to już zima, a ja zimy z roku na rok coraz bardziej nie znoszę, to grudzień jest wyjątkiem. Wyżyję się za to na lutym i marcu. Bo styczeń, jeszcze jakoś tak z rozpędu przeleci.
Ten grudzień był dla mnie wyjątkowy. Dlaczego, pisałam tutaj . Ale jeszcze sobie trochę popiszę. Tak w krótkiej retrospekcji.
Najważniejsza wiadomość jest taka, że jak na razie nie przybyło mi więcej zmarszczek.
A to już dwudziesty któryś dzień po tym, jak skończyłam 40 lat. Ołnoł. I ciągle, jak patrzę na tę liczbę, to oczom nie wierzę. To jest jakiś błąd w matriksie, czy innych kosmicznych obliczeniach. Ledwo miałam 16, potem 24 i 31. Tak mnie wzięli z zaskoczenia.
Powinnam napisać oddzielny post o tym, jak to jest mieć tyle lat. Ale tego nie zrobię. Od czasu powstania tekstu o wieku 39,5 tutaj, niewiele się zmieniło. No może jedynie to, że z dnia na dzień mam większy dystans do wielu spraw i mniej się spinam. Prywatnie, zawodowo i wielowymiarowo.
# aktywność/ detoks offline
W grudniu pozwoliłam sobie na blogowo- online’owy detoks. Przypomniało mi to, jak jest fajnie ciągle nie patrzeć w jakiś ekran i czytać często niewiele wnoszące do mojego życia informacje.
Pamiętam, jak dokładnie rok temu podczas pobytu w Chinach byłam zupełnie odcięta od social mediów. I w dużym stopniu internetu w ogóle. Trochę mnie to czasami przerażało i czułam się jak na odwyku, ze wszystkimi symptomami odstawienia. Ale po czasie byłam zachwycona. Taki spokój, wędrujące myśli, patrzenie na ludzi i otoczenie.
Chociaż akurat w Chinach, to ja patrzyłam na ludzi, a oni w ekrany. Skala tego zjawiska była dla mnie bardzo zaskakująca. Nawet podczas wspólnych posiłków, rozmów etc. następowały zawieszenia, kiedy dosłownie wszyscy pochylali się w ciszy nad swoimi smartfonami. Szczególnie młodzi Chińczycy nie wyjmujący telefonu z ręki. Przez większość dnia. Tak to zapamiętałam.
A dzisiaj, w wielu sytuacjach biję się w piersi i przyznaję, że sama nie jestem dużo lepsza. Szczególnie, odkąd zaczęłam pisać bloga, mam tendencje do ciągłego śledzenia mediów społecznościowych. W większości sytuacji, zupełnie bez większego sensu.
Ale właśnie w grudniu, udało mi się oderwać. Mały krok w internetowym uzależnieniu, a spory dla mojego zdrowia psychicznego.
I jak to w życiu bywa, świat się nie zawalił, wszyscy mają się dobrze i przedstawienie trwa dalej. Statystyki blogowe o dziwo nawet jakoś specjalnie nie poleciały w dół. A ja wracam nawet trochę stęskniona. To chyba dobry znak.
# ciekawostka/ Zimowy Nowy Jork
O mojej podróży do Nowego Jorku wspominałam sto pięćdziesiąt razy. Nawet podczas detoksu.
Wrzucałam trochę relacji na Instagramie , a w dwóch postach opisałam zimowy Nowy Jork tu i tu.
Dlatego nie będę się za dużo powtarzać. Sama wiem, jak to może wkurzać, gdy ktoś ciągle pokazuje coś z podróży. A tu człowiek siedzi i ruszyć się nigdzie nie może. Tak też miewam, niestety.
Ostatnia myśl. Gdyby Nowy Jork był w Kalifornii, to bym się tam przeniosła.
Na stałe. Bo wtedy, dosłownie wszystko, czego mi w życiu potrzeba, byłoby na wyciągnięcie ręki.
I nóg. Na plaży.
# przedmiot/ „Paperwhite 3 Kindle”
Gwiazdkowy prezent, dziękuję św. Mikołaju! (i nie jakiemuś tam wymyślonemu w Poznaniu „Gwiazdorowi”). Choć długo uważałam, że nie ma sensu się rozdrabniać. I wystarczy tablet, żeby czytać e-book’i. Tak teraz wycofuję się z tej deklaracji.
Jestem zachwycona moim nowym, malutkim „Kindlem”. Jest tak poręczny, że mieści się nawet w nie za dużych damskich torebkach.
Nowością jest najwyższa na rynku rozdzielczość i wyrazistość obrazu 300 ppi. Czyta się fantastycznie. Już się nie mogę doczekać, kiedy wypróbuję go w pełnym słońcu na jakiejś plaży. Ciekawe, jakiej?
# serial/ „The Affair” 3 sezon
Offline nie znaczy bez seriali, prawda?
Kolejnego, trzeciego sezonu „The Affair” (tutaj o nim pisałam) nie mogłam przegapić. Niestety, nie został udostępniony od razu cały pakiet. Tak być nie powinno, bo to nieludzkie!
Trzeci sezon powoli się rozkręca. Na razie nie wciągnął mnie jakoś specjalnie. Oglądam go najczęściej, multi-taskując. Na przykład podczas segregowania prania czy gotowania. I wtedy sprawdza się idealnie. Ale dam mu jeszcze szansę, nie będę taka. Losy bohaterów trochę się pogmatwały i w gruncie rzeczy, ciekawi mnie, jak to dalej się rozwinie.
# nastrój
Grudzień to dla mnie też miesiąc spotkań. W realu i z dawno nie widzianymi osobami. Rodziną w większym składzie, przyjaciółmi i znajomymi.
Im jestem starsza, tym bardziej cenię te chwile. Nieraz przeszło mi przez głowę, żeby w tym czasie gdzieś dalej i bardziej egzotycznie wyjeżdżać.
Ale zawsze dochodzę do tego samego wniosku. Że to nie jest dobry moment na podróże i rozłąkę.
Mój, wiecznie ciągany po świecie, syn też powinien czuć, że najważniejsze są relacje i prawdziwi ludzie. Bliscy to nie tylko whatssapp, skype, blogi i youtube’y.
A świat poczeka. Do lutego.