Dawno nie było mnie z tą serią. I nawet myślałam, że znowu odpuszczę. Ale jednak, za bardzo lubię sobie czasami popisać ot tak, dla siebie. Po to właściwie zaczęłam prowadzić tego bloga.
Takie moje badziu badziu „pagawaric za czaszkoj kofe”, jak to mawiałyśmy z Anią na naszych lingwistycznych studiach. Gdzie nam kazali (bez pytania!) uczyć się rosyjskiego jako kolejnego języka. I skutki są takie, że dzisiaj mniej więcej pamiętam właśnie tyle .
#nastrój i miejsca
Zimowe miesiące to dla mnie gehenna w całej rozciągłości. Jest mi ciągle zimno i najchętniej zapadłabym w zimowy sen, jak niedźwiedź czy inny zwierz (nie mam pojęcia jaki, bo mam tyły w zoologii, o czym już otwarcie pisałam).
Trochę zazdroszczę, a trochę nie, osobom, które potrafią być euforyczne i pozytywne w tym okresie. U mnie to nie działa i nie umiem się zmusić czy przekonać do innej postawy.
Co gorsza, z wiekiem ten stan się pogłębia. Nawet regularne przez lata wyjazdy na snowboard przestały sprawiać mi przyjemność i zostały zastąpione ucieczką do lata. Urodziłam się pod złą szerokością i długością geograficzną i teraz mam przez to różne rozterki.
Ratuje mnie jedynie optymistyczna natura i życiowe szczęście. Przynajmniej czasami.
W styczniu nakręciłam się spontanicznym organizowaniem wyprawy na południowy- wschód USA i na Bahamy. Pisałam o tym w kilku ostatnich podróżniczych wpisach. A w kolejnych, opowiem o największym z największych zaskoczeń ostatnich wyjazdowych lat- rejsie wycieczkowcem Disney’a.
Takie ucieczki podróżnicze oprócz oczywistych zalet i uniesień, mają niestety też swoją ciemną stronę. Im więcej i częściej wyjeżdżam, tym trudniej jest mi się odnaleźć w zwykłej rzeczywistości. Bo potrafi być ona przytłaczająca, w tym mikro i makro zasięgu. Siłą rzeczy i przez porównanie, dostrzegam rzeczy, które mi wcześniej tak bardzo nie przeszkadzały.
Jedną z nich jest nagminny brak podstawowej uprzejmości w codziennych sytuacjach. Połączony ze sfrustrowanymi minami oraz bezpodstawnym, mało przyjaznym nastawieniem.
Naprawdę, ciągle, mimo juz przecież dojrzałego wieku, nie mogę tego pojąć, dlaczego tak się dzieje. I nie wierzę w tłumaczenia, że tu się żyje trudniej, gorzej, smutniej itp. Już się nauczyłam, że na całym świecie ludzie mają podobne problemy. A nikomu nie pomaga wiecznie niezadowolona mina i dąs.
W każdym razie, z utęsknieniem i na pohybel wszelakim fochom, czekam na wiosnę i lato. Czuję, że od kwietnia będzie już dużo lepiej. I chociaż trochę uśmiechu i pozytywnego nastawienia zacznie się pojawiać.
Marzec musimy jeszcze jakoś przespać i szybko zapomnieć.
# aktywność/ fitness szał
Rychłe nadejście wiosny widać już pełną parą. W jednym miejscu szczególnie. Mianowicie, w fitness klubach.
Tłumy nowych twarzy z postanowieniami wyrzeźbienia ciała, mięśni i schudnięcia przed letnim sezonem. Obserwuję to zjawisko od jakiś dwudziestu lat.
Pierwsza fala pojawia się tuż po Sylwestrze, w ramach postanowień noworocznych. A druga, właśnie na przedwiośniu. Szał trwa jakieś dwa, trzy tygodnie. A potem, wszystko wraca do normy czyli stałej grupy osób ćwiczących regularnie.
Jedynie nowością jest towarzyszące temu zjawisko skrupulatnego dokumentowania swojej „aktywności fizycznej” na wszelakich mediach społecznościowych. Dopóki skupienie na swoim odbiciu i dobrych fotkach bezpośrednio nie zagraża mojemu bezpieczeństwu i życiu, to staram się żyć i pozwolić żyć innym.
Chociaż z rozrzewnieniem wspominam czasy, gdy, aby nagrać choreografię na zajęciach, musiałyśmy przytaszczyć załatwiony, 30 kilogramowy sprzęt. Punkt ciężkości był wtedy chyba we właściwym miejscu, tam gdzie nasze „krew, pot i łzy” oraz sportowy duch. A nie cały ten szołof.
#przedmiot/ Kołdra Organic Bamboo
W tej sekcji zawsze pokazuję jakiś przedmiot, który w znaczący sposób ułatwił mi życie doczesne. Tym razem, będzie to coś ekstremalnie praktycznego.
Nowa kołdra, z połączenia bawełny z organicznym bambusem, polskiego producenta Senpo.
Po jej zakupie zdałam sobie sprawę, jak ja długo się męczyłam. Uważając się za osobę dość postępową i „świadomą”, zupełnie przeoczyłam tak znaczącą sferę życia jaką jest jakość oraz komfort snu.
Brzmi to trochę, jak slogan z taniej reklamy czy artykuły sponsorowanego, ale nie jest ani jednym, ani drugim.
Po prostu, przez wiele lat, używałam zwykłych kołder, które były przeciętnie dobre. To znaczy, nie były ani specjalnie złe, ani wyjątkowe. Takie trochę niewidzialne.
Faktem jest, że jako typowy zmarźlak budziłam się czasami w nocy z zima. I wtedy, dokładałam kolejne nakrycia, co powodowało przegrzanie.
Nowa kołdra jest temperaturowo- optymalna. Zapewnia odpowiednią cyrkulację powietrza. Dodatkowo ma działanie antygrzybiczne i antybakteryjne. Jest lekka, można ją prać w 60 st., szybko wysycha. Powiem krótko, uwielbiam moją nową kołdrę. Od czasu zakupu suszarki do ubrań, jest to kolejny przedmiot, który tak bardzo zmienił mój komfort codziennego życia.
# serial/ „Wielkie kłamstewska”
A właściwie mini seria HBO (6 odcinków), na podstawie powieści Liane Moriarty, tylko przeniesiona z przedmieść Sydney do Północnej Kalifornii, w okolice Monterey.
Po wyemitowanych czterech odcinkach, mogę powiedzieć, że warto go oglądać z kilku powodów.
Świetna żeńska obsada hollywodzkich „A-listers”, z wyjątkowo dobrą (według mnie) rolą Reese Witherspoon, obok Nicole Kidman, Laury Dern i Shaileney Woodlay.
Lokalizacja w pięknych okolicach Monterey i klifowego wybrzeża Północnej Kalifornii. Tak właśnie zapamiętałam krajobraz tej zimniejszej i bardziej dzikiej kalifornijskiej scenerii.
Trzymająca w napięciu historia, pozornie banalnej i pełnej gry pozorów zamożnej amerykańskiej społeczności. A szczególnie, jej kobiecej części.
Jest to taka trochę uwspółcześniona i bardziej high-end’owa wersja „Gotowych na wszystko”. Czyli typowy babski serial, z dość zaskakującymi zwrotami akcji i dreszczykiem. Jeśli akcja dalej potoczy się tak dobrze, jak to się zapowiada, to świetnie. W kolejnym etapie, sięgam po książkę matkę.
#cd
Ostatnie tygodnie to również ciąg dalszy mojego online’owego detoksu. Ograniczyłam swoją aktywną i pasywną obecność w mediach społecznościowych oraz liczbę odwiedzanych blogów. Są to działania z gruntu sprzeczne z teorią blogowego rozwoju i promocji, ale za to sprzyjające mojemu zdrowiu. Fizyczno-psychiczno- ogólnemu. I na pewno życiu rodzinnemu.
Osobiste filtrowanie i cenzurowanie docierających do mnie komunikatów oraz strumienia informacji uważam za element konieczny. Zgodnie z zasadą o błogiej nieświadomości.
No i naprawdę ważne.
Na nową porę roku, wyposażyłam się w różowy „statement coat” czyli „oświadczenie żakiet” według google tłumacza. Zamierzam dzielnie kroczyć ku wiośnie i się nie odwracać.
Idziecie ze mną?