Jeżdżąc po tym naszym świecie, oprócz oczywistej czynności jaką jest zwiedzanie i odkrywanie, mam takie małe natręctwo.
Zwracam szczególną uwagę na styl oraz ubiór turystów i osób podróżujących. Jest to czasami niebezpieczna czynność, bo w wielu kulturach może być uznana za niegrzeczną czy nachalną. Dlatego, często robię to zza bardzo ciemnych okularów 😉 .
Główny wniosek, który mi się od lat nasuwa, to taki, że „turystę można zawsze rozpoznać, pod każdą szerokością geograficzną”.
Ciągle królują stylizacje i dobór garderoby w duchu:
– „Zabrałam/ łem wygodne rzeczy z gatunku ‚po domu’.”. Czy:
– „Ubrałam/ łem się, jak na grilla nad mazurskim jeziorem (w przypadku Amerykanów, jeziorem gdzieś w stanie Michigan 😉 ).” Czyli w rozciągnięty t-shirt, rybaczki i, na wszelki wypadek, polarek czy koszulę w kratę.
Bo wiadomo, że musi być przede wszystkim wygodnie, z czym akurat się absolutnie zgadzam. Ale, niestety, bardzo często ta koncentracja na wygodzie zupełnie ignoruje stronę estetyczną.
Te moje obserwacje odnoszę do takiej globalnej „średniej ogólnoświatowej” i głównie do przedziału wiekowego ok. 25-68 lat. Ponieważ, wydaje mi się, że akurat w przypadku stylu młodzieży, można śmiało mówić o całkowitej globalizacji i przełożeniu stylu codziennego na „podróżniczy”. Natomiast w przypadku seniorów, mam wrażenie, że jest spora dyferencja w zależności od narodowości.
Apropos kraju pochodzenia, istnieje wiele stereotypów i „mądrości ludowych” odnoszących się do stylu ubierania poszczególnych nacji.
Przykładowo, że Niemców można poznać po oprawkach okularów i męskich fryzurach, że Francuzki są stylowe niezależnie od okoliczności, a Rosjanie lubują się w przesadnym eksponowaniu logotypów i drogich marek. O Amerykanach natomiast, francuski archeolog wyraził opinię w „Poszukiwaczach zaginionej Arki” 🙂 :
– „You Americans, you’re all the same. Always overdressing for the wrong occasions.”
– „Wy, Amerykanie, wszyscy jesteście tacy sami: zawsze ubieracie się niestosownie do okoliczności.”
Natomiast, o „polskich Januszach na wakacjach all-inclusive” krążą tysiące memów w sieci.
I jak to w przypadku stereotypów bywa, trochę są prawdziwe, a trochę nie. Trochę krzywdzące czy przesadnie gloryfikujące, a trochę pokazujące jakieś szersze zjawisko.
Osobiście, mam swoje całkowicie subiektywne spostrzeżenia.
Według mnie, w kategorii najlepiej i najbardziej stylowo ubranych turystek (panów tym razem pominę) zwyciężają właśnie zupełnie nie Francuzki (wybaczcie, wszyscy frankofile!) 🙂 . Ale za to Azjatki, głównie Chinki, Japonki i Koreanki. W czubie, umieściłabym też Włoszki i Polki (lekka narodowo- patriotyczna arogancja nie jest przecież zła 😉 ).
Podczas każdego z moich dotychczasowych pobytów w USA, bardzo często spotykałam się ze stwierdzeniem przypadkowo spotykanych i po amerykańsku otwartych ludzi na ulicy, że „widać, że jestem z Europy, bo jestem ‚dobrze ubrana’ „. Sama, też praktycznie zawsze jestem w stanie odróżnić polską turystkę na drugim końcu świata. I to, z reguły, w tym pozytywnym znaczeniu 🙂 . Moje poczucie estetyki i wiary w połączenie wygody ze stylem rośnie niezmiernie na taki widok.
A jak właściwie można osiągnąć tę pełną symbiozę stylu, mody i wygody w podróży?
# nie rozdzielać ubrań na „codzienne i wyjazdowe”
Wydaje mi się, że jest to podstawowa zasada w osiągnięciu celu. To wspomniane wcześniej dzielenie na kategorie i pakowanie wygodnych rzeczy typu „domowe, na grilla, na działkę”. To nigdy nie będzie dobry kierunek. Wiem to z własnego doświadczenia. Długo tak właśnie robiłam i patrząc teraz na zdjęcia z moich wcześniejszych wyjazdów, nie było dobrze 🙂 . To niesie ze sobą jeszcze jedno zagrożenie, że do kategorii „wyjazdowe” dobieramy rzeczy, które zupełnie nie są zgodne z naszym codziennym stylem. I możemy popaść w pułapkę kreowania się na siłę na kogoś zupełnie innego. Na wyjazdy typu „city break/ zwiedzanie metropolii” można spokojnie wybrać codziennie noszone, stylowe i też w trendach elementy.
# współczesna moda daje nieograniczone możliwości
Jeśli jest się osobą lubiącą podążać za modą i trendami, to wyjazdy nie muszą tego eliminować.
Mój tegoroczny zakup sezonowy może posłużyć za przykład. Modne w tym sezonie cullotes, czyli szerokie, za kolano, powyżej kostki, spodnie i bieliźniarski top, sprawdziły się idealnie podczas „city break” w Barcelonie. Były to jedne z wygodniejszych spodni, jakie kiedykolwiek miałam na sobie podczas zwiedzania. Ponadto, przewiewne i idealnie pasujące do warunków pogodowych. Bieliźniarski top też spełnił te wszystkie funkcje. Chociaż, mój mąż stwierdził, że w Barcelonie wzbudziłam duże zainteresowanie tym „nowym trendem” 😉 . A po chwili dodał jeszcze , że szczególnie starsi panowie nie przechodzą obojętnie 😉 .
Co jeszcze jest ogromną zaletą bycia ubranym „nieturystycznie”. Bardzo często na takich wyjazdach jest swoisty maraton. Z hotelu wychodzi się rano i do wieczora czy nocy do niego nie wraca. Stylowy ubiór jest wtedy bardzo uniwersalny. Można wieczorem zaplanować kolację w bardziej eleganckiej restauracji, a potem jeszcze wpaść do jakiegoś klubu 🙂 . I najważniejsze, że nie jesteśmy wtedy traktowani właśnie jak „turyści”, tylko rezydenci. I może dzięki temu, uda się nie powpadać w tzw. turystyczne pułapki.
# God bless sneakers & flats! Goodbye high heels! Niech żyją buty sportowe! Z obcasami spotkamy się po powrocie!
To jest właściwie i dobra, i trochę niedobra wiadomość 😉 . Ale niestety, wieloletnie próby chodzenia całymi dniami na obcasach kończyły się zawsze dla mnie źle. Nic nie pomagało stosowanie plastrów, poduszeczek żelowych, wkładek i innych gadżetów. I jak te kilka lat temu, nastała moda i stylowe odrodzenie butów sportowych, moje wyjazdowe życie zmieniło się diametralnie.
Ubranie butów sportowych, które nie wyglądają jak moje pierwsze w życiu, kupione w wolnej Polsce i przeznaczone tylko do sportu przyciężkawe, Reebook’i , było dla mnie swoistym objawieniem.
Teraz możemy wybierać spośród butów tańszych i droższych, tenisówek, vanso- conversów wszelakiej maści. I co jeszcze ważne, że ubranie ich do spódnicy też bardzo przystoi 🙂 . Kiedyś takie obrazki były widoczne podobno tylko w metrze na Manhattanie, kiedy to elegancko ubrana businesswoman w norkach, biegła do pracy w sneakersach, żeby w biurze przebrać się w szpilki 🙂 .
A jak nie buty sportowe, to tylko płaskie sandały, balerinki, klapki czy espadryle. Ja zawsze stawiam na jakieś wcześniej sprawdzone, żeby nic nie było mi w stanie zepsuć wyjazdu.
# diabeł tkwi w detalach i akcesoriach
Noszona na co dzień fajna listonoszka czy torebka na ramię będzie idealnym dopełnieniem każdej turystycznej stylizacji. Kiedyś miałam taką przypadłość, że kupowałam torebki właśnie tylko na wyjazdy. I kończyło się tym, że miałam całą stertę sportowych, ortalionowych czy plastikowych torebek, które po wyjeździe lądowały na dnie szafy. Przy obecnych zakupach, zawsze odpowiadam sobie na pytanie, czy dany model torebki sprawdzi się na wyjeździe i chodzeniu po mieście przez 12 godzin dziennie. Zbyt wiele czasu spędzam w podróży, żeby nie brać tego pod uwagę.
Wszelkie apaszki, szaliki, opaski na głowę, kapelusze, paski, czapki, naszyjniki i bransoletki zawsze nadadzą stylu każdemu ubiorowi. A nic nie ważą, co jest też ważną cechą w podróżach.
# jedna extra rzecz
Jakaś część garberoby, która jest na tyle uniwersalna, żeby pasowała do wielu stylizacji, a ma w sobie „to coś”. W moim przypadku, takim elementem stała się przypadkowo kupiona w malutkim butiku w Mediolanie, lekka bomberka z naszytymi, powiewającymi, materiałowymi kółkami 🙂 . Zupełnie nic nie waży, jest czarna, oryginalna i też uniwersalna. Noszę ją zawsze ze sobą, a po całym dniu chodzenia, mogłabym nawet ubrać ją na t-shirt i iść do mediolańskiej La Scali 🙂 .
Taką rzecz każda kobieta posiada w swojej garderobie, na różne pory roku. Może to być jakaś narzutka, lekki cardigan, koszula czy szal. Coś, co każdej codziennej i luźnej stylizacji nada odrobinę elegancji czy sznytu 🙂 .
I tak na koniec, przypomniałam sobie cytat z typu „mądrości życiowe w internecie”, z którym się w pełni identyfikuję 😉 . A brzmi on mniej więcej tak, „Lepiej przyjść spóźnioną niż brzydką” 🙂 . A moje rozwinięcie tej myśli, to „lepiej być stylowym niż brzydkim turystą” 😉 . Bo tak naprawdę, tyle samo zajmuje to czasu, energii i pieniędzy.
Co na ten temat sądzicie? 🙂