To pytanie mnie prześladuje. Nie dość, że co jakiś czas ktoś mi je zadaje, to jeszcze ciągle się na nie natykam w różnych miejscach w sieci. Oraz na odpowiedzi typu ” nie ma sensu”, „odpuść sobie”, „lepiej jedź do …”. I tu pojawia się cała lista miejsc alternatywnych, które polecają bardziej i mniej wytrawni podróżnicy czy turyści.
Postanowiłam się z nim sama zmierzyć. Spisać to, co często odpowiadam i do czego odsyłam. Ale zanim to przeczytacie i wyrobicie sobie własne zdanie. Pamiętajcie tę mądrość życiową.
Jednym podoba się synowa, innym teściowa. Jak głosi stare, dobre powiedzenie. A ja zawsze uważałam, że jest bardzo głębokie.
1. Pierwszy raz w Kalifornii
I tu pojawia się, kolejne bardzo ważne pytanie. Dlaczego do tej Kalifornii przyjechałam? Jakie są pierwsze skojarzenia z tym miejscem?
Jeżeli, pierwszym obrazem, który pojawia się w głowie na hasło „lato w Kalifornii”, jest plaża, słynne molo z młyńskim kołem i budka ratownicza, to nie wyobrażam sobie ominąć LA. W całym stanie, na wybrzeżu jest wiele „pier’ów” i pięknych plaż. Ale Santa Monica i Venice Beach są jedyne w swoim rodzaju. Przeczytacie o nich w wielu moich wpisach, do których linki podaję również na końcu.
2. Filmowe skojarzenia i miejscówki
Nie wyobrażam sobie nie odwiedzić Los Angeles, jeśli jest się fanem amerykańskiego kina i Hollywood. No, po prostu, w głowie mi się to nie mieści. Od mnóstwa lokalizacji, po studia filmowe i niepowtarzalny widok na panoramę LA, który pokazywany jest prawdopodobnie w każdym filmie z akcją w LA oraz milionie teledysków. Ten wiecie, gdzie w oddali widać tylko kilka wieżowców, a z boku wzgórza Hollywood i Beverly Hills.
I to wszystko najlepiej o zachodzie kalifornijskiego słońca.
3. Zachody słońca na plaży
Fakt, plaż w Kalifornii jest sporo, na wybrzeżu o długości ok. 1350 km trochę wejdzie. Jest to trzecia, po Alasce i Florydzie, najdłuższa linia brzegowa w Stanach. Dla porównania, jakby ktoś nie był na tej lekcji, w Polsce granica morska wynosi 440 km.
Widziałam wiele kalifornijskich plaż i zachodów słońca, zarówno tych na południu, jak i północnych. Wszystkie są piękne, nie ma co. Ale dla mnie, najpiękniejsza jest Santa Monica i Venice Beach, z widokiem na Malibu. Słońce w zależności od pory roku, zachodzi nad oceanem albo na góry. Każda opcja jest warta spędzenia zachodu na plaży.
4. Los Angeles to nie tylko Hollywood Boulevard
Wyobraźcie sobie rzecz niewyobrażalną. Podczas moich wielomiesięcznych już pobytów w LA, na Hollywood Blvd byłam dwa, może trzy razy. Co więcej, bywając w tych okolicach, z premedytacja omijam tę ulicę. To trochę tak, jak w Nowym Jorku słynny Times Square. Trzeba zobaczyć, bo wiadomo. Ale generalnie, unikać. Rzeka turystów, tandetnych pamiątek, naganiaczy, przebierańców „spiderman’ów” i tym podobne atrakcje. Oczywiście, wracając do myśli przewodniej tego wpisu, czyli „co, kto lubi”, można i tam spędzić większość pobytu. I przymierzać własną dłoń do wycisków celebrytów.
Osobiście, wybieram kilka innych opcji.
Przejażdżkę po Sunset Boulevard, która ciągnie się od centrum- downtown LA, przez West Hollywood, Beverly Hills, Bel Air, Brentwood, aż do samego wybrzeża i słynnej PCH- Pacific Coast Highway. To jest esencja Los Angeles.
Czy wizytę w downtown, z obowiązkowym lanczem w Grand Central Market, spacerem do Perhing Square i na deser- kawą czy drinkiem w rooftop barze Perch LA.
Albo, a właściwie na pierwszym miejscu i zawsze, w Santa Monica park Palisades, plaża i rower na ścieżce do Venice Beach.
Zdradzę wam sekret. Ale błagam, nie podawajcie dalej, bo się ludzie zmrowią i co my zrobimy? Najlepsze zejście na plażę w Santa Monica jest od ulicy Montana. Tam są te zabójcze schody, na których można spotkać nawet biegających celebrytów. A co najważniejsze, z tej strony plaży jest zdecydowanie mniej ludzi i bardziej lokalne klimaty. Tylko cicho sza.
Najlepiej, wybrać wszystkie powyższe. I tu przechodzimy do bardzo ważnego punktu.
5. Mam jeden dzień w Los Angeles i co teraz?
No właśnie, i co teraz. Zresztą, nie wiem, jak można się tak wkopać, żeby mieć tylko jeden dzień w takim miejscu. Ale, jak się okazuje, jest to bardzo powszechne. O, zgrozo.
Powiem dyplomatycznie- to zależy. Od mnóstwa indywidualnych preferencji, od tego, skąd się zaczyna i gdzie trzeba skończyć. I w bardzo dużym stopniu, od tego, czy ma się do dyspozycji środek transportu. To już wiemy, bo czytamy tego bloga, że zdanie się na komunikację miejską w LA jest karkołomne. Ale, nie jest niewykonalne.
Na ten temat, spokojnie można napisać cykl wpisów, czy nawet całą książkę. Swoją drogą, chyba tak zrobię. Kiedyś.
Odpowiedzmy sobie na to jedno zasadnicze pytanie. Z czym mi się najbardziej kojarzy Los Angeles i co zawsze chciałam zobaczyć? I nie patrzmy, na opinie, że „nie warto”, czy „szkoda czasu”.
Jeśli nie mamy konkretnych obrazów w głowie, to wybierzmy jedną z powyższych opcji.
A, w wersji maksimum, zacznijmy od poranka w downtown, z tym obowiązkowym jedzeniem w Grand Central, potem jedźmy, już no dobra, na Hollywood Boulevard, żeby sobie zrobić fotkę z napisem Hollywood. I stamtąd, przez Sunset Blvd w stronę Pacific Palisades, żeby zobaczyć jeszcze po drodze uniwesytet UCLA. Gdzieś w Brentwood, może na wysokości Bundy Drive (numer 875 to słynna willa ze sprawy O.J. Simpsona), odbijamy w stronę Montana Ave. Potem, już gazem prosto, do samego parku Palisades.
Popołudnie i zachód słońca na plaży, z opcją rowerową lub bez. Wieczór do wyboru. Komercyjnie i zakupowo w Santa Monica na deptaku Third Street Promenade. Albo w barze czy restauracji w Venice Beach, na Rose Ave czy w okolicach słynnej Abbott Kinney. Bądź, dość stereotypowo, ale zawsze fajnie, na deptaku „boardwalk” w Venice, podziwiając ulicznych artystów czy skaterów w skate parku.
Będzie to długi dzień, ale niezapomniany.
Nie lubię być gdzieś tylko jeden dzień. Czuję się wtedy jak typowa turystka, a bardzo nie lubię się tak czuć. Szczególnie w miejscach, gdzie tak krótki pobyt może na całe życie wpłynąć na błędną opinię. LA to nie jest miejsce na jeden dzień. Nie oszukujmy się. Ale, na pytanie, czy warto chociaż na ten jeden, gdy nie ma szans na dłużej, mówię „tak, absolutnie”.
6. Pogoda w Los Angeles
Teoretycznie, pogoda w całej Kalifornii jest świetna, przez większość roku. Słonecznie, ciepło, czy bardzo ciepło. W praktyce, różnice pogodowe między poszczególnymi rejonami, mogą być bardzo zdumiewające. Los Angeles ma pogodę optymalną. Nie ma tu takiego chłodu, jak potrafi być na północy Kalifornii i też aż takich upałów latem, jak na południu, czy w głębi, na wschodzie.
Lato, czyli okres najbardziej popularny turystycznie, jest pewne (o ile o pogodzie, w ogóle można dzisiaj tak powiedzieć).
Bo, trochę inaczej, jest przykładowo w San Francisco.
7. Czego nikt ci wcześniej nie powiedział o San Francisco
Właśnie tego, że pogoda może zaskoczyć. I w rezultacie, ze słynnego Mostu Golden Gate zobaczysz tylko przednie wsporniki. Bo resztę będzie zakrywać gęsta mgła. A zamiast krótkich rękawów i szortów, ubierzesz polarek właśnie zakupiony na stoisku z pamiątkami. W środku kalifornijskiego lata.
Albo wiatr wiejący między wieżowcami, na placach i w zatoce będzie mocno uprzykrzać doznania krajoznawcze.
San Francisco jest bezsprzecznie wyjątkowe. Tu też wątpliwości mieć nie należy. Jednak stawianie go zawsze ponad Los Angeles jest mocno przesadzone. Tych dwóch miast nie powinno się porównywać i wartościować. Lepiej znaleźć sposób, żeby podczas podróży do Kalifornii, mieć możliwość spędzenia i w jednym, i w drugim, kilku dni.
8. Przyroda i parki narodowe kontra wybrzeże i miasta
Tej bitwy nigdy nie wygra żadna ze stron. Bo jak można porównać cuda natury w Utah, Arizonie czy Północnej Kalifornii, których nigdzie indziej na świecie nie ma, do jedynego w swoim rodzaju i na światową skalę Los Angeles, z przepiękną plażą w Santa Monica oraz wyjątkowym artystyczno- awangardowym klimatem Venice Beach.
Decyzja czy zrobić min. 3000 kilometrów w 2 tygodnie i zaliczyć większość głównych parków narodowych, z namiastką wybrzeża, czy wręcz odwrotnie, nie jest łatwa. Ale tylko wtedy, gdy się tak do końca i całkiem szczerze nie odpowiedziało na to zasadnicze pytanie.
I jedno pomocnicze- czy wyobrażam sobie pobyt w Kalifornii i na zachodnim wybrzeżu BEZ odwiedzenia Los Angeles?
Ja sobie nie wyobrażałam i ciągle nie wyobrażam. A ty jak masz?
Tematyka Kalifornii, Los Angeles i podróży do USA jest mi bliska, bliższa i najbliższa. Tutaj kilka dowodów:
Los Angeles, Santa Monica, Venice i Beverly Hills- czyli krótka lekcja kalifornijskiej geografii